Robię czystki w łazience, więc spodziewajcie się kilku wpisów o zużytych produktach. Dzisiaj co nieco o myciu i pielęgnacji ciała.
Żel do kąpieli i pod prysznic "Oliwa z oliwek" (Yves Rocher)
400 ml, cena regularna: 16,90 zł
|
Na dobry początek? Koniec? Yyy... |
Lubię żele do mycia ciała z Yves Rocher, zarówno te duże z serii Plaisirs Nature, jak i o połowę mniejsze z Jardins du Monde czy Culture Bio. Od czasu do czasu sięgam po nie, gdy robię zakupy w stacjonarnym sklepie, które nawiasem mówiąc, bardzo polubiłam, pomimo początkowej niechęci do marki. Denerwował mnie skomplikowany program lojalnościowy, na szczęście wreszcie go rozgryzłam, a wypróbowane kosmetyki dodatkowo ociepliły wizerunek YR w moich oczach, bo po prostu większość z nich okazała się dobra. Super sprawa. Ale wróćmy do produktów myjących. Mają nienachalne, niesztuczne zapachy. Choć najczęściej (i to niezależnie od marki) wybieram żele nieprzezroczyste, przypominające mleczko, wersja oliwkowa spisała się dobrze. Nic mi nie wyschło, nic się nie podrażniło, ale też nie mam problematycznej skóry. Żel będzie niesamowicie wydajny, jeśli dodatkowo zainstalujecie sobie w nim pompkę, którą można dokupić w sklepie.
Odżywczy balsam do ciała pod prysznic (Nivea)
400 ml (dostępny również w opakowaniu 25 ml), cena sugerowana: 25,99 zł (dorwałam w promocji za 17,99 zł)
|
Ciekawe, gdzie była ta promocja, hmm... |
Tego możecie jeszcze o mnie nie wiedzieć. Chętnie sięgam po balsamy pod prysznic, zwłaszcza od Nivei. Staram się nie rezygnować z "tradycyjnych" smarowideł, ale zdarzają mi się okresy, gdy wychodzę z łazienki szybciej niż chyba powinnam, najczęściej z lenistwa (ups, wydało się). Balsam pod prysznic być może nie nawilży ciała tak porządnie, jak produkt, którego nie trzeba spłukiwać, ale jest bardzo wygodny. Przerobiłam już kilka opakowań, a w łazience stoi już następne. Plus za to, że ta wersja pachnie jak znany krem tej marki, którego używać nie lubię, ale wąchać - o rany, daj! Może dlatego, że czuję się wówczas, jakbym miała dziesięć lat i szykowała się na sanki.
Odprężający krem-serum do masażu (Tołpa)
250 ml, cena: 39,99 zł (kupiłam w promocji)
|
Nie przejmujcie się tym 2011 rokiem. Zakupy robiłam nieco później. |
Mówiliśmy o moim lenistwie, to teraz popatrzcie na winowajcę. Wiem, nieładnie się zasłaniać bezbronnym kosmetykiem, ale ten krem jest tak "ciężki", że pewnie wcale go nie ruszy, jak mu jeszcze trochę nawrzucam. Jakiś czas temu upodobałam sobie
otulające masło-krem z Tołpy w takim samym opakowaniu tylko z nieco inną etykietką (co ty nie powiesz...). Uwielbiam jego zapach (wieje sandałem, cedrem i cytrusem), a pielęgnacyjnie nie mam nic do zarzucenia. I pewnie teraz podejrzewacie, że poszłam je sobie dokupić i się pomyliłam.
|
Znajdź różnice. |
Otóż nie, wcale nie, chociaż owszem, o taką pomyłkę nietrudno. Po prostu chciałam zobaczyć, jak jeden produkt ma się do drugiego, zwłaszcza że krem-serum ma dodatek tych samych olejków eterycznych (ooo taaak!), ale nieco bogatszy skład. To nie była hasztag dobra zmiana. Umęczyłam się z tym dziadem, zanim w końcu go zużyłam. Producent podaje: "wmasuj okrężnymi ruchami od stóp w górę, aż do całkowitego wchłonięcia".
|
Czy wy też lubicie medytować na skale po kąpieli? Ciekawe, czy to ta sama skała? Ciekawe, czy to ta sama pani?
A może użyła serum i się przykleiła. I musieli ją sfotografować z różnych stron, żeby zdjęcia były inne... |
Problem polega na tym, że ten dziad prawie w ogóle się nie wchłania! Jakaś część idzie w skórę, okej, temu nie zaprzeczam, ale reszta pielęgnuje nasze ubranie albo czeka razem z nami do kolejnej kąpieli. Takie przynajmniej mam wrażenie. I o ile jestem w stanie jakoś to przeżyć, kiedy jest zima i smaruję się na noc (moja pościel powinna być gładka jak jedwab), o tyle latem zapomnij. A pech chciał, że otworzyłam go pod koniec wiosny... Na pewno nie wrócę. Chyba że do otulającego masła.
|
Porównanie składów dla wnikliwych: po lewej nadal krem-serum, po prawej otulające masło-krem. |
Kończymy na dziś. Ciąg dalszy porządków nastąpi.
A tak w ogóle: miałyście coś z tego?
Buziaki,
Słom