poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Co ja właściwie testuję?

Współpraca z Born Pretty Store, ciąg dalszy.

Zaczynamy od zagadki: co widać na zdjęciu poniżej?

No co?

Łapka w górę, kto był sprytny i pomyślał o podłodze, cwaniaki. Ale teraz porozmawiajmy na serio. Czy to różowy cień czy może różowy róż? Mówiąc szczerze, sama po pewnym czasie zapomniałam, co ja właściwie testuję. Musiałam wejść na stronę BPS, o tutaj, żeby sobie przypomnieć. Otóż jest to matowy cień (numer 25), a wybrałam taki właśnie różowy kolor, spośród sześciu dostępnych, bo pomyślałam, że przy okazji sprawdzę, czy nadaje się na twarz. Ostatecznie częściej lądował na twarzy niż na oku, może dlatego wszystko mi się pokićkało.

Słoczyk.

Za około 10 złotych dostajemy 4 gramy sprasowanego, matowego proszku. To całkiem sporo jak na cień do powiek, więc może zużywanie go w charakterze różu nie jest wcale takim głupim pomysłem. Przychodzi w sztywnym foliowym opakowaniu i aż się prosi o przełożenie do palety magnetycznej. Niestety, jego średnica jest większa od średnicy standardowych wkładów (tj. Inglot, Kobo, MAC).

Tak wyglądam, gdy próbuję się wcisnąć w dżinsy typu rurki.

No dobrze, to spróbujmy w takiej bez przegródek. I tutaj kolejna niespodzianka: wkład jest odporny na działanie magnesu, trzeba by go najpierw podkleić...

Przyjemna faktura. Już jej nie ma.

Jeśli chodzi o zawartość, to nie mam większych zastrzeżeń, ale też nie czuję się powalona na kolana. Z powodzeniem mogłabym go przekazać dalej i zapomnieć, że w ogóle dzielił przestrzeń z resztą moich kosmetyków. Pigmentację określiłabym na średnią w kierunku słabej, przy czym kiedy malujemy policzki, na wszelki wypadek lepiej to robić ostrożnie, jakimś miękkim pędzlem, zwłaszcza że kolor sam w sobie jest dość intensywny, natomiast oczy możemy maltretować z większym przekonaniem.

Dla przykładu.

Nie znam składu, na szczęście produkt nie zrobił mi krzywdy. Trwałości na oczach nie oceniam, bo zawsze stosuję bazę, ale na policzkach trzymał się nieźle, a jeśli nawet wycierał, to równomiernie, nie budząc moich zastrzeżeń.

Tutaj pucnęłam go sobie także na policzki.

I to chyba tyle w temacie. Nie będę przedłużać, skoro jest przeciętnie. 
Jak macie ochotę na zakupy, to skorzystajcie z poniższego kodu.

http://www.bornprettystore.com/
Klik w zdjęcie, żeby przejść do sklepu.


Żegnam i do miłego następnego,
Słom


17 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zrobiłam tak brzydkie powtórzenie że wyjdzie na to, że mój słownik jest naprawdę ubogi. Jeszcze raz:

      Porównanie do wbijania się w rurki mię zmiotło.
      Ja się ostatnio wciskałam w wyszczuplające majty, żeby lepiej wyglądać pod obcisłą sukienką, ale od kiedy schudłam, majty już nie robią roboty i powinnam teraz wydać majątek na rozmiar mniejsze, bo samo kręcenie hula hop tak nie zadziała.

      Ale zaraz, o cieniu miało być... Damn it!

      Usuń
    2. Nawet nie zwróciłam uwagi na to powtórzenie...

      Usuń
    3. Ale mnie mózg by swędział, gdybym to tak zostawiła :>

      Usuń
  2. Nigdy nie używałam żadnych kosmetyków oprócz lakierów do paznokci z Born Pretty :). Muszę powiedzieć, że całkiem ładny ten cień!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jest zły, ale spokojnie można znaleźć coś podobnego na miejscu.

      Usuń
  3. czy ja widzę nową fryzurę? ślicznie wyglądasz!

    będę w Polsce na przełomie września i października :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już się zdążyła zestarzeć (z miesiąc cięłam), ale dziękuję :)

      Usuń
  4. Słomi krótkowłosa :)
    Cienio-róż... cóż chyba przeżyję jego brak ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Za różem na oku i na buzi u siebie nie przepadam ;/

    OdpowiedzUsuń
  6. To dobry patent - nakładanie cieni na policzki. Robiłam tak z jednym różem z Inglota, zanim się skończył ;) Teraz robię tak z cieniem-rozświetlaczem i też jest fajnie! Poza tym za różem na powiekach nie przepadam. Kiedyś nosiłam namiętnie i chyba po prostu mi się znudziło...

    Pasują Ci takie kolorowe makijaże! Fajnie, że nie wszyscy noszą oklepane brązo-beże.

    Od dziś dla mnie już nie "Słomko", a "Rurko" :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, moim pierwszym rozświetlaczem też był cień do powiek. :) Dobra opcja dla oszczędnych.

      Wiesz, ja mam takie fazy. Raz bierze mnie na kolory, innym razem przechodzę na oklepane brązo-beże.

      Hah, rurko, niektórzy przecież tak mówią na słomki.

      Usuń
  7. Ja mam też cień z tej serii ale fioletowy... Niestety, albo ja jestem jakaś upośledzona albo nie wiem co, ale nie umiem sobie tego cienia nałożyć na oko tak żeby było widac ten fiolet :p Blizej już mu do różu :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...