poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Project Rainbow: Mały makijaż i nieco większe paznokcie

W zielonym nie trzeba od razu wyglądać jak papuga albo dojrzewający trup.
Tak mi się przynajmniej wydaje.
Chociaż można, nie zabraniajmy - co kto lubi.

Maleńki, zielony karpik.

Nieco większy wycinek twarzy:

Na zdjęciu wyszło jaśniej niż w rzeczywistości (standard).

Więcej zdjęć oczu w tym wpisie nie pokażę, bo tak naprawdę miało być o paznokciach. Ale że przez przypadek zmalowałam zielony makijaż, postanowiłam go przemycić.

Paznokcie. No właśnie. Użyłam mózgu i skojarzyłam, że mam u siebie sporo zielonych lakierów, ostatnio nawet kilka przybyło. Cóż więc mogłabym dać swoim paznokciom, jeśli nie ombre?

Pierwszy raz!

Ostrzegam lojalnie: na moim monitorze kolory są przekłamane. Kochany aparat widzi niebieskość tam, gdzie jej nie ma. Wszystkie lakiery naprawdę były zielone. Zresztą bardzo możliwe, że któryś z nich macie, więc sobie porównajcie. Jeśli nie, Google chętnie pomoże.

Poniżej (prawie) kremowi wybrańcy:

Wstąp do partii zielonych!

Od lewej:
1) Eveline - Perfume Nails Pistachio (ten jako jeden ma delikatny shimmer)
2) Golden Rose - Paris Nail Lacquer 217
3) Golden  Rose - Paris Nail Lacquer 151
4) Essence - Trendsetter (nie zwracamy uwagi na butelkę, to odlewka od Simply :*)
5) MeMeMe - Nail Collection Long Lasting Gloss 87 Defiant (solo pokazywałam tutaj)

Wszystko leży sobie grzecznie na mlecznej odżywce z Barbry (nr 101), przykryte jest bezbarwnym topem Quick Dry z Golden Rose. To już czwarty dzień, niesamowite, że jeszcze nie zmyłam!

Bez kciuka. Kciuk jest forever alone.
Okej, prawie forever.

Mało tego: dzisiaj odpicowałam to srombre i postanowiłam, że zostanie ze mną do jutrzejszego wieczora!
Picunek zwie się Golden Rose - With Protein Nail Lacquer 318 i wygląda następująco:

With Protein Nail Lacquer 318 (Golden Rose) na moim srombre.

Jak widzicie, powoli wchodzę tymi paznokciami w tydzień niebieski, więc proszę się nie burzyć, że dodaję wpis po czasie. On jest... taki przejściowy.

Subtelnie?

Brokat z Golden Rose zakupiłam ostatnio za 3 złocisze i 12 groszy. Prawie że bezcen, ale tak naprawdę 20% zniżki, bo... Narodowy Dzień Glamour 21 kwietnia. Żeby z niej skorzystać, trzeba było zakupić gazetę. Ekhm, tak, zrobiłam to. Wesoło było.

Od pupy strony.
Wracając do brokatu: jest cudowny! Mieni się na zielono-niebiesko. Szczególnie ciekawy robi się w cieniu i sztucznym świetle. Trudno uchwycić ten intensywny niebieski błysk, ale może tutaj będzie coś widać:

Szczególnie na serdecznym i maluszku.

Ojoj, wiem, że ostatnio zarzucam Was makijażami i lakierami. Wybaczcie. Jutro kończy się sleekomania, więc postaram się przystopować. Chociaż nadal będę rozpracowywać palety w systemie 1:1. Wciągająca zabawa. Mimo to od czasu do czasu potrzebuję (się) popisać.

Have a nice blue week!

***

Rainbow Project wygląda tak:

*Klik*

A tutaj obejrzycie wszystkie nasze dotychczasowe prace.

sobota, 28 kwietnia 2012

Sleekomania: Curaçao

Specjalnie dla Was mój lingwistyczny snobizm materializuje się w postaci ogonka zawartego w tytule.
Fą! Fą!

Ale niech Was pozory nie zwodzą. Snobizm zaczyna się i kończy na języku, bo już na (w?) oczach znów mam szaleństwo.

No nie wiem, nie wiem...

Namachałam się przy tym makijażu, i to zdrowo. Zachciało się matów, więc taka kolej rzeczy. Zwłaszcza że sleekowe maty nie są w moim odczuciu zbyt wdzięcznym materiałem do pracy. Nie zawsze, ale przeważnie. Przy rozcieraniu lubią znikać ze skóry, więc należy dokładać, trzeć i znów dokładać. Pac, smyr, pac, smyr (prawie jak murarz). Czyli można? Ano można.

Dzollsi, wybacz, karpik czasami się chowa :(

Przedwczorajsza pogoda była w kratkę, więc nie dziwota, że jedne zdjęcia wyszły bardziej żółte od drugich.

Dzolls, ja w dół patrzę!

Mogłabym napisać, że to jest makijaż na letnią, najlepiej plażową imprezę, ale powiedzmy sobie szczerze: komu się chce w upale brykać po plaży z takim wielowarstwowym maziajem na oczach? Oprócz mnie.

Z drugiej strony...

No już dobrze, wiem, że trochę Was jest. W takim razie: 

to jest makijaż na letnią, najlepiej plażową imprezę.

Zmalujecie go cieniami z paletki Curaçao (psst, matowy fiolet jest genialny!):


Ja na linię wodną dołożyłam jeszcze zieloną kredkę Kajal Designer 100 Tropical Green (Catrice). Jakieś półtora miesiąca temu w Naturze była wyprzedaż i dorzucali do zakupów. Nie jest zbyt intensywna, ale wystarczy.


Wszystkim zdegustowanym, którzy życzyliby sobie czegoś bardziej noszalnego, obiecuję poprawę. Zapraszam na kolejny sleekowy wpis. Będzie delikatniej. Ale nadal matowo.

***
*Klik*

piątek, 27 kwietnia 2012

Rainbow Project: Jacobs Krönung

Z lakierem przybywam. Przyozdobionym nawet. Skromnie, bo skromnie, ale ujdzie.

Wygląda matowo, bo krem wsmarowałam. Sorry.

Stemplowanie bywa upierdliwe. Przez większość czasu właściwie. Nie mogę się połapać, dlaczego najpierw wzorek odbija się cacy, z najdrobniejszymi detalami, a za chwilę kurczowo trzyma się płytki. Mogę zmieniać siłę nacisku, miejsce trzymania stempla, tempo odbijania... raz wyjdzie, a raz nie. I'm confused. Gdybym musiała odbić tę kratkę na wszystkich pazurach, kolejny post pisałabym z wariatkowa.

Baza wygląda tak:

Jakie me? Chyba mine!

Czyli nagroda od Hexx za gadulstwo (szalona! :*). Uroczy jest ten ozdobny listek, ale naklejka tak naprawdę tandetna - zdążyła się zapowietrzyć. Na tym koniec marudzenia. Lakier ma nazwę 87 Defiant, jest ciemnozielony, kremowy i fantastyczny, bo kryje całkiem dobrze już po pierwszej warstwie! Popatrzcie tylko:

MeMeMe 87 Defiant

Mam nadzieję, że dostrzegacie na swoich monitorach jego zieloność. To najciemniejszy zielony lakier w mojej skromnej (powiedzmy...) kolekcji, z czego niezmiernie się cieszę, bo brakowało mi takiej zieleni. My się z czernią nie lubimy, dlatego gdy potrzebuję mroku, sięgam po granaty, stalowe szarości i ciemne zielenie właśnie.

Technikalia: paznokieć zabezpieczyłam odżywką z Barbry (104), a lakier pokryłam warstwą Quick Dry z Golden Rose. Pierwszy raz użyłam tego preparatu zgodnie z jego przeznaczeniem i muszę przyznać, że pozytywnie mnie zaskoczył. Obyło się bez pościelowego zdobnictwa, dlatego dołożyłam własne. Płytka Konad m64 i lakier BarryM 320 foil.

Po trzech dniach miałam lekko starte końcówki i mikroskopijny odprysk na jednym palcu (drzwi od szafki - Słomka 1:0). Zmyłam, bo lubię zmiany.

Butelka ma 5 ml. Lakiery MeMeMe na pewno można dostać tutaj, ale mojego w tej chwili nie ma. Kosztują 24,50 zł.

Straszę kciukiem.

Pamiętacie, jak jęczałam w ostatnim wpisie, że Sleek powinien już wypuścić nową paletę? A czy wiecie, że na 9 maja zapowiedziano premierę dwóch nowych zestawów? Niestety nie będzie to komplet wyłącznie jasnych cieni. Mały smutek. Ale będą za to same maty, co jednak mnie bawi, bo właśnie przeżywam matową fascynację - przekonacie się, gdy opublikuję dwa kolejne makijaże do Sleekomanii.

Mimo to nie będę pędziła na zakupy. Jeśli idzie o sleekowe maty, jestem nieufna. Niech bardziej dziani wypowiedzą się przede mną.

***

Zielony lakier w ramach Project Rainbow:

* Klik *

środa, 25 kwietnia 2012

Sleekomania: Au Naturel

Dziś bez szaleństw. Czasami potrzebuję usunąć się w cień.

Nudno.

Światło było słabe, więc musiałam nieco podrasować (umówmy się, że nazwiemy to szumnie "podrasowaniem") kiepskawe fotki. Mam nadzieję, że widoczność jest dostateczna.



Lubię Au Naturel, zwłaszcza za jasne cienie. Są świetne do rozcierania. W ogóle bym się nie obraziła, gdyby Sleek zmajstrował taką bladą paletę - same jasne cienie wpadające w różne barwy. Połowa mogłaby być matowa, a druga połowa satynowa, taka, żeby ją można było nakładać na inne, ciemniejsze cienie dla podrasowania koloru, dodania połysku. Tak! Nawet z nazwą nie musieliby kombinować: po prostu Sleek palette.

Niestety, na razie rzucili tylko nowe kredki. Ale trzeba przyznać, że wyglądają równie interesująco.

Nie mam nowej kredki, ale mam zdziwione oko.
I załamane.




Użyte cienie:


(Kliknij w baner po prawej, a dowiesz się więcej o Sleekomanii.
Zapraszam też do zakładki Sleekowariactwo).

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Project Rainbow: Krótka rozprawa między żołtkiem, białkiem i słomkiem

Kurza twarza. Żółty tydzień się kończy, a ja jeszcze nie dodałam lakieru!

Nadrabiam:

Pastele w modzie tera chyba?

Colour Alike 450 Drwiny z cytryny z kolekcji Wszystko gra! (8 ml/9,49 zł). Nie może się taki zdecydować, czy on chce być żółty czy biały. "Raczej bardziej żółty. Chociaż może trochę biały. Taki żółty rozbielony, o!".

Coś ty taka skwaszona?

Ha, ha, ale dowcip. Skwaszona jestem, bo mnie ten lakier nieprzeciętnie wkurzył. Pomalowałam kikuty wczoraj o 22, położyłam się jakieś dwie godziny po północy (paznokcie w nienaruszonym stanie, fakje!), a rano (7.30), co ja pacze na skorupie? Tadam... WZORKI!

Jeszcze weselej: o godzinie 9 udało mi się dołożyć kolejne małe wgniecenie, tym razem wykonane ostrym narzędziem (paznokciem). Po co? - ja się pytam.

Szlag by to! Dobrze, że nie widzicie prawej ręki...
(w cieniu)

- Aaaaa... bo tak.

Tośmy sobie podyskutowali. Bo to pastel. On musi być trudny i wredny. Inaczej zgnije.

Trudny jest.
(w słońcu)

Dziad z shimmerem!
Kupiłabym Seche Vite, ale się boję, że nie znajdziemy wspólnego języka. Poza tym trochę się spłukałam na inne pierdoły.

Grabia.


Rzadka świnia!
Pociągnęłam dwa razy po ceramidowej odżywce z Barbry. Niby wystarczyło, ale dla świętego spokoju przydałaby się jeszcze jedna warstwa, żeby ukryć to i owo. Ale sobie podarowałam. Uff, całe szczęście... Po nocy moje paznokcie wyglądałyby zapewne jak świeżo bieżnikowana opona.

Mimo wszystko warto było. Przede wszystkim dlatego, żeby usłyszeć od Seniorki: ale masz lakier, no super kolor.

Poza tym przypadkowe wzorki natchnęły mnie do ćwiczenia tych nieprzypadkowych (powiedzmy). Ale pokażę Wam tylko z daleka, bo się wstydzę.

Grabia wystrojona!

W sumie nie wiem czemu. Bez sensu się wstydzić.
Dobra, to macie serdecznego z bliska.

Ojej, ale nas tu dużo!

A teraz zacieram ukwiecone rączki. Nadchodzi zieleń, moje Panie! Będzie się działo.


***

Żółty tydzień oczywiście z okazji tęczowego rozpasania.

* Klik *

sobota, 21 kwietnia 2012

Project Rainbow: Żółty akcent

Ten tydzień należy do żółtego (i żółci też...), więc dodałam go trochę do makijażu.

Kfiatuszek.

Na wszelki wypadek od razu zaznaczam, że nie chciałam wcale plagiatować natury.
Sama się wprosiła.

Słabe światło, ale najważniejsze, że widać żółtość :)

Szalony makijaż. Wyszłybyście tak z domu w biały dzień? Nie mówię, że w tym akurat wykonaniu (lol), ale w kolorach takich szalonych.

Karpik.

Ja wyszłam. W dodatku do ludzi. Po prostu nie miałam czasu, żeby zmywać i paciać od nowa. Tak było szybciej i wygodniej. Zresztą: tamtego dnia mi nie zależało.

Mogła być krecha, ale nie ma. Get over it.

Dziękuję za uwagę, dziś już muszę uciekać.
Jutro nie będzie łatwe.


***

A tutaj szczegóły:

*Klik*

czwartek, 19 kwietnia 2012

Sleekomania: Paraguaya

Zajęczak powiedziała (cytuję) nie bloguj tak, bo nie nadanżam. Toteż przystopowałam. Wszystko dla Zająca.

Ale jakoś coś mi świta, że jednak powinnam przyspieszyć. Zaraz nam się kwiecień skończy (olaboga!), a wraz z nim Sleekomania (chlip!), więc nie ma co stękać, tylko się trza pindrzyć! Ino gibko, bo kolejka sporawa. W dodatku kiedyś majaczyłam w gorączce, że każda moja paleta będzie tutaj przynajmniej dwa razy. Pff, nie będzie. To znaczy nie, chciałam napisać, że będzie, ale tak nie do końca, tylko po końcu, gdyż albowiem sobie ubzdurzyłam postanowiłam, że nawet gdy zabawa zrobi oficjalne the end, to ja dalej te swoje monomaziaje będę dorzucała. No bo mi się podoba i odkrywam dużo nowych rzeczy. Tyle wyjaśnień. Mam nadzieję, że to Was przekonuje (Ciebie Zając również). Przejdźmy zatem od słów do czynów.

Dzisiaj Paraguaya. Oko sobie takie (nie mylić z "takie sobie"... chyba) wyszło:

Wyjszło oko na Maroko.

Po ostatnich szaleństwach trochę przystopowałam. Żadnych spalonych pomarańczy, żadnych powykręcanych gał. Po prostu wesołe, cieplutkie i milutkie oczysko.

Można iść do ludzi.

Kiedy zabierałam się za malowanie, dokładnie przyjrzałam się (oczywiście, że palcem!) wszystkim cieniom. No prawie wszystkim, bo niektóre znam już tak dobrze, że się dziury porobiły. Niby takie podobne, a jednak takie inne. Zaciekawił mnie piąty cień w górnym rzędzie (górny rząd to ten bliżej lusterka). Wciśnięta do paletki folijka  - nawiasem mówiąc, mało praktyczne rozwiązanie (chomik ze mnie nieprzeciętny, więc nic dziwnego, że nadal mi się to wala po domu) - informuje uprzejmie, że wspomniany cień ochrzczono imieniem Peach Gold. Na pewno genialnie podbija niebieski kolor oczu.

Peach Gold w centrum uwagi.

Piękny kolor złocistej skórki dojrzałej brzoskwini. Przepadłam. Mniam.

Słoma! Baczność i nie wyżeraj!

Taka koralowa baza z pomarańczowozłotym połyskiem.

Stwierdziłam (choć teraz stwierdzam, że to mało oryginalne, bo takich makijaży jest pewnie z milijon), że to Peach Gold będzie gwiazdą. I radośnie rozsmarowałam go na całej ruchomej górnej. Nic skomplikowanego.

Bez podpisu. O nie, a jednak z podpisem.

Dodałam mu kolegów, żeby się nie smutał. Ładno chyba?

Dzollsi, czy to jest to równe?

I jeszcze od prawej.

Dzollsi, a może to jest równiejsze?

Mhm, zrobione.
Spodobie się czy nie - oto jest pytanie.

Peach Gold & Friends


***

Więcej informacji o Sleekomani znajdziecie tutaj:

*Kliku, klik*
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...