wtorek, 30 kwietnia 2013

Soft spot

Przyznaję, czasem nie mogę się oprzeć.


Misiu z nami nie pojechał (poprzedni wpis), bo zabrałam Jareda z zespołem, a wiadomo, że jak jest 30 Seconds to Mars, to bez chórków się nie obejdzie. Słowem, sporawe towarzystwo mieliśmy i bardzo dobrze nam się jechało. Up in the Air i z górki.



Dzisiaj obejrzałam sobie teledysk i doszłam do wniosku, że jest [teledysk] dla mnie źródłem satysfakcji estetycznej. Nic dziwnego, w końcu jest kolorowo i slow motion. Oprócz tego w teledysku występują wygimnastykowane panie, zwierzęta oraz goła klata Jareda Leto. Pomijając dorabianie wszelkiej filozofii, po prostu przyjemnie się na to patrzy.

Poniżej kilka ujęć. Kolejność przypadkowa.

Dita von Teese też nie mogła się oprzeć.

MOTD.

Ekshibicjonistka.

Ekshibicjonista.
(Plus Thom Yorke wannabe)

Jedno z moich ulubionych ujęć. Damien Hirst.

Fryzjerki w bikini?


No Mirror Makeup Challenge? My Boyfirend Does My Makeup Tag?
Nie, sypkie cienie 15 minut przed wyjściem z domu.

Łał.


Ktoś tu ma zadatki na włosomaniaczkę.

Tak naprawdę: postać fikcyjna, pseudonim Jareda.


Płyta ukaże się w maju?


Ciekawam.


A Wy gdzie macie swój soft spot?

piątek, 19 kwietnia 2013

Jedziemy na wycieczkę

Misiu, przykro mi, tym razem bez ciebie. Mamy dużo innych pasażerów.

Koniecznie muszą jechać z nami Ci panowie:


Zakochałam się w nich od nowa. Nasz pierwszy raz był tutaj. Mają genialne sweterki!

Poza tym zabieramy tych panów:


Myślę, że świetnie dogadają się z panami z pierwszego teledysku. Przynajmniej w kwestii ciuchów. No i wyglądają na takich, z którymi każda droga staje się krótsza.

Kolejny pan też bardzo chciał się przyłączyć. Tak bardzo, że nawet pokazał, iż świetnie radzi sobie zarówno w roli kierowcy, jak i pasażera. Okej, deal: jedziesz pan!



...nawet jakby sobie nie radził, to bym go wzięła!

Oho, coś dużo panów z nami jedzie. (Wiadomo, kto kompletował listę pasażerów, huehuehue). Spokojnie, nie martwcie się, nie dyskryminuję (tylko troszkę i tylko muzycznie). Na pewno zabierzemy też Chlöe. Może użyczy mi swojej przeboskiej czerwonej pomadki? *_*

Tak czy siak - cieszę się bardzo. Uwielbiam imprezy typu road trip, zwłaszcza w doborowym towarzystwie. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem i jutro wieczorem powiem Wam dobranoc z warszafki. A może nawet wpadniemy na siebie w jakichś Złotych Tarasach?

Któż to wie.

Miłego zapiątku,
Słom. 


Pst. Nadal mnie kochajo!


:)
 

środa, 17 kwietnia 2013

Dopisek

Teraz będzie, że sobie nabijam licznik. Najwyżej...
Pomyślałam, że fajnie byłoby dorzucić słocze do poprzedniego wpisu (kliku). Słocze zawsze dobrze się ogląda, uważam, o ile oczywiście coś na nich widać.

Ale na początek zdjęcia wybranych produktów.

Twarz.

Pierwszy raz z Healthy Mix Serum Bourjois, o czym pisałam już ostatnio. Do tej pory maltretowałam zwykłą wersję Healthy Miksa, jakieś 3 czy 4 opakowania zużyłam, co raczej świadczy o tym, że mimo wszystko lubię, i wiemy dobrze, że osamotniona nie jestem. Serum ma być lżejszą, żelową wersją burżujowego weterana. Zobaczymy. Może kiedyś pokuszę się o porównanie... Tylko nie spodziewajcie się po mnie sztywnej recenzji. Zresztą wiecie, jak to jest.

W roli bronzera wystąpił Sun Protecting Gel Bronzer z Isa Dory. Dostałam go kiedyś od Stri i długo leżał, bo ma napisane, że jest "slightly pearly". Okazało się, że to ściema i tak naprawdę jest przyzwoity. Obecnie mój ulubiony bronzer w płynie. Nie żebym miała jakieś inne...

Poza tym Dermacol w roli korektora i Mary-Lou Manizer w roli... rozświetlacza, zarówno twarzy, jak i wewnętrznych kącików oka.

Róż Beauties Factory w odcieniu 008 ma monopol na moje policzki ostatnimi czasy.

Na zdjęciu zabrakło pudru, ale był bambusowy z Biochemii.

Oczy.

Tamten makijaż zmalowałam oczywiście na bazie Hean, która pachnie pronto i nie zmienia konsystencji, choć mam ją już od ponad roku. Potem sięgnęłam po dinozaura z Avonu (Classic Canvas) - służy mi od iks czasu do wyrównywania kolorytu powieki i przygotowywania jej przed rozcieraniem. 

Poza tym cień L'oreal i zielone kredki Catrice (to ta z gąbką) i Bourjois (ta bez gąbki, oczywiście), o których pisałam więcej w poprzednim wpisie. Jest jeszcze pigment Pure Luxe, który trafił do mnie od Hexxany, ale niebezpośrednio. Z paletki Sleeka Curaçao wykorzystałam dwa zielone cienie - Green Martini oraz Green Iguana. Martini to ta leśna zieleń obok czerwonego cienia, a Iguanę trochę przycięłam.

Aha, załapała się także moja ulubiona paletka do konturowania powieki: beżowo-brązowa Revlon Coffee Bean. Pominęłam natomiast czarną żelową kredkę z Avonu oraz tusz do rzęs Rimmela Extra Wow Lash.

Na wszelki wypadek przypominam, że makijaż wyglądał tak:





Po tym wstępie czas na clou imprezy, czyli zapowiedziane słocze.

Tadaaaam!
(Wszystkie słocze bez bazy).

Kredka Bourjois Regard pailetté 34 Vert stupéfiant jest zielona i ma złote, brokatowe drobinki. Drobinki na szczęście nie migrują po twarzy. Jej wkład (może być wkład? bo przecież nie grafit, nie?) nie jest zbyt twardy, moim zdaniem, ale ma średnią pigmentację. Trzeba kilka razy machnąć kreskę, żeby wydobyć intensywny kolor.

Bourjois na pewno rysuje lepiej niż wycofany (nie dziwimy się) Kajal Designer Catrice. Ten ze zdjęcia jest w odcieniu 100 Tropical Green. Kiedy wycofywali tę serię kredek, tropikalną zieleń można było dostać w gratisie do zakupów. Nie jest to najlepsza kredka świata, oj nie, ale znam takie jeszcze bardziej beznadziejne, co to w ogóle nie rysują po powiece - raczej powiekę. Pomimo wszelkich zastrzeżeń lubię jej "tropikalny kolor", dlatego cały czas ze mną jest. To zieleń wpadająca w niebieski. Po kilku warstwach robi się nieco metaliczna. Ładnie się rozwinęłam na temat wycofanej kredki... no brawo.

Dalej w kolejce jest cień L'Oréal Color Infallible 040 Cosmic Black. Ostatnio napisałam, że jest to zielonkawa czerń ze złotymi drobinkami, ale powinnam chyba napisać czarniawa zieleń. Nie używałam jej zbyt wiele razy, ale zauważyłam, że a) lubi się osypywać, b) przy rozcieraniu znika z powieki. Jeżeli chcemy uzyskać intensywny kolor, bo da się to zrobić, polecam palec lub pacynkę.

I na deser pigment Pure Luxe w odcieniu Ariel. Na zdjęciu nie wypadł korzystnie, no wiem, tak trochę jak osad w butelce wody do kwiatów. Ale na żywo bardziej przypomina syreni ogon, musicie mi wierzyć na słowo albo poczekać aż wrócę z lepszymi słoczami. Ma piękny zielono-niebieski połysk. Same widzicie, jak elektryzująco wypadł, gdy nałożyłam go na czarną żelową kredkę z Avonu!

Ariel solo i Ariel na czarnej bazie. Love.

Bourjois, Catrice, L'Oréal. Rozmyty Pure Luxe.

Pogadałam sobie trochę.
Mogą być takie słocze bez pełnych recenzji?
Ja lubię.

Miłego dnia,
Słom.

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

... i dziś

Bo dziś (wczoraj właściwie) wreszcie mi się zachciało. Może dlatego, że zrezygnowałam z szalonych ust, wiedząc, że zaraz będę jadła. Jeśli nie usta, to oczy.

Pop of colour, jak to mówią.

Dawno nie miałam intensywnego koloru na oczach. Ekscytujące.
Napoczęłam Healthy Mix Serum z Bourjois w najjaśniejszym odcieniu (51), jestem bardzo ciekawa, co moja głowa pomyśli sobie o nim za miesiąc. Dzisiaj byłam miło zaskoczona. Wtarłam go rękami, elegancko stopił się ze skórą i wyrównał jej kolor. Chciałabym, żeby Bourjois pomyślało o jeszcze jednym, jasnym odcieniu Healthy Miksa, może trochę mniej żółtym. Ten jest okej, i tak to jeden z najbledszych drogeryjnych podkładów, chwała Ci za to burżuju, ale czasem mam wrażenie, przeważnie wtedy, gdy patrzę na zdjęcia, że moja skóra chciałaby dostawać od niego mniej żółtości.

Emejzing. Znowu sięgnęłam po czerń.

Skoro już patrzymy na górną powiekę, to powiem tylko, że wypadła słabo na zdjęciu. Kiedy w pośpiechu przytykałam sobie aparat do ślipia, miałam kapkę nadziei, że przepiękny pigment Pure Luxe Ariel pokaże, na co go stać. Ale on nie chciał i przykro mi, na zdjęciach nie widać pięknego, zielonkawo-niebieskiego połysku. To znaczy coś tam widać, ale to kłamstwo!
Oko konturowałam paletką brązów Revlon ColorStay 02 Coffee Bean. W zewnętrznym kąciku dołożyłam kapkę Color Infallible 040 Cosmic Black od L'Oréala. Zielonkawa czerń ze złotymi drobinami, na które trzeba uważać - osypują się.
Aha, no i jeszcze czarna żelowa kredka z Avonu, roztarta czarnym cieniem ze Sleeka Curaçao.

Dolna powieka

Dlaczego akurat czerń z Curaçao? Bo sięgnęłam po dwa zielone cienie z tej paletki (Green Iguana i Green Martini), żeby "pozacierać" prześwity, które zostały po zrobieniu kreski dwoma zielonymi kredkami: Bourjois Regard pailetté 34 Vert stupéfiant (jest też na tych słabych zdjęciach) oraz Catrice Kajal Designer 100 Tropical Green (była na tych fajnych zdjęciach oraz na takich, których jeszcze nie opublikowałam...).

W wewnętrznym kąciku słynny rozświetlacz The Balm.

Popatrzmy sobie jeszcze!

Co tam jest na dole?

Ja.

Znowu ja. No sorry.

Uciekam. Malunek jeszcze się ostał, muszę go wreszcie zmyć.

Zoom na rzęsy. Dobranoc, dzień dobry. Buź!

EDIT: Dodałam słocze produktów.

środa, 10 kwietnia 2013

Ostatnio

...jestem raczej oszczędna i stonowana w makijażu oczu. Więcej bawię się z ustami (to zabrzmiało dokładnie tak, jak miało zabrzmieć). Wczoraj próbowałam strzelić sobie kreskę, ale było jej tak dalece do ideału, że szybko zmyłam i ograniczyłam się do tuszu. Co się z tobą dzieje, Słomko? Z tej okazji dzisiaj nawet nie próbowałam żadnego zmyślnego cieniowania powieki. Taki ze mnie badass.

Seriously?

Chciałam jedynie wzmocnić kontur oka i rozświetlić powiekę. Nooo, tak jakby "chciałam"... samo wyszło.

Mam nadzieję, że coś widać.

Na powiece mam jedynie:
bazę Hean,
holograficzny cień Lovely nr 01,
pigment Kobo 505 Sea Shell,
rozświetlacz The Balm Mary-Lou Manizer 
czarną kredkę, mocno roztartą,
i tusz Rimmel Extra Wow-Lash, który albo dokonuje żywota, albo po prostu robi mi na złość, nie wiem, muszę sprawdzić.

Ha, ha, ha, ależ zabawnie!

Jest jeszcze zdjęcie kawałka twarzy, żebyście zobaczyły, o jaki rodzaj zabawy z ustami się rozchodzi. Między innymi.

Nie powinnam się uśmiechać, bo kiedy się uśmiecham, to nie mam górnej wargi.

Świeżo napoczęta pomadka Maybelline Super Stay 14 HR Lipstick w odcieniu 110 Neverending Pink oraz już od dłuższego czasu katowany róż Beauties Factory w odcieniu 008, który otrzymałam w ramach HexxBoxa. Wiem już, co o nim myślę, ale na razie tego nie napiszę, bo potrzebuję zacnych słoczy.



Właściwie to już wszystko. Dzisiaj bez zdjęć morza, żeby nie skradły mi wpisu. Także buziaki.
Pamiętajcie, że do Was zaglądam, tylko nie bardzo mogę komentować!

niedziela, 7 kwietnia 2013

Piknik nad morzem

Strike a pose!

Just not that... awkward hand pose!

Poszliśmy z kanapkami nad morze. Słońce świeciło, wiater wiał.

Pan moczył kija!

Kanapki były z nowym brokatem. Przepyszny jest! Szczerze mówiąc, nigdy nie pałałam miłością do "włochatych" lakierów, wręcz przeciwnie, lekka cofka, ale ten mnie zauroczył, bo włochy są krótkie, w niebieskiej bazie, no i holo! Lakier zwie się Blue i jest z mojego ulubionego sklepu lakierowego.

H&M - Blue (14,90 zł/15 ml)

Oczywiście zdjęcie nie jest w stanie oddać tego, co czuję do jedynego włochatego brokatu w mojej kolekcji. Ani tego, jak bombastycznie się mieni. Mam butelkę na biurku i co rusz obracam w dłoni. Nie wiedzieć czemu, kojarzy mi się z cieczą ferromagnetyczną.

Ależ go obracam!

Jak już wspominałam, zrobiłam z niego kanapkę, więc na zdjęciach jest mocno, ale to bardzo mocno stonowany. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się pokazać go solo, bo zasługuje.

Mocno stonowana gwiazda.

Do kanapki użyłam też Delli Coral Prosilk 145, którą pokazywałam już tutaj, w innej kanapce. Ma żelkową konsystencję, więc aż się prosi o przekładańca.

Składniki.

Kanapkę mam nadal na paznokciach. Nie przetrwa pewnie zbyt długo, bo, niestety - nieco rozdwojona płytka plus dużo warstw lakieru. Zobaczymy, jak to się będzie zmywać. Chociaż myślę, że sięgnę po folię i nie będzie najmniejszego problemu.

Przepis na kanapkę jest bajecznie prosty: GR Odżywka Calcium Milk 13 + Delia + H&M + Delia + H&M + Delia + Sally Hansen Insta-Dri. Same widzicie, że na bogato.


O, łał, właśnie zdałam sobie sprawę, że cały poprzedni tydzień nosiłam inne lakiery z hama. Damn, ja naprawdę to lubię!

***

Na blogu u Lali dobiega końca przyjemny konkurs.
Może się skusimy?

Klik.


 Nawet jeżeli nie, to i tak zajrzyjcie do Lali. Lala jest fajna!


***

Wczoraj był kolejny dzień z tych, których brakowało mi przez ostatnie pięć miesięcy.

Na drugie imię masz Szczęście i już nie kłóć się ze mną.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...