niedziela, 30 czerwca 2013

Powroty...

... nie zawsze są takie radosne. I've got that summertime sadness. Tak, ostrzegam, to będzie wpis głównie muzyczny.

To nie będzie pontona?

Z minionym tygodniem będzie mi się kojarzyć wiele wydarzeń: badminton, kiełbasa, spacer w deszczu, żyto, łabędzie na bagnach, cztery seriale i jeden film, olbrzymi arbuz i kilka rzeczy, o których nie wypada tutaj wspominać, dlatego wrzucam kilka smętnych pięknych (moim zdaniem) piosenek - one też będą mi się kojarzyć - i spadam rozwieszać pranie. Miłego niedzielnego popołudnia, buziaki, Słom.





A Wy czego dzisiaj słuchacie?


piątek, 28 czerwca 2013

Zaglądamy do HexxBoksa (1)

Tak naprawdę to wcale nie zaginęłam. Siedzę w lesie, prawie że w jeziorze, chociaż teraz to wolę przy kominku, i ładuję baterie przed kolejnym maratonem. Okej, dobra, dziś wróciłam do domu, żeby upiec ciasto, bo coś w końcu w tym lesie jeść muszę. (FYI, z poziomkami na razie krucho, a ciastka z lewiatana już mi się sprzykrzyły...).

W międzyczasie recenzja. O tego:

Pink eye. Or something.

Jak sam tytuł wskazuje, różowe cacuszko ze zdjęcia powyżej przywędrowało do mnie w HexxBoksie (regulamin akcji oraz formularz zgłoszeniowy znajdziecie na blogu Hexx). W pierwszej chwili pomyślałam, łał, nie spodziewałam się takiego pięknego koloru. Ale potem: łał, tych drobin też nie. I wiecie co Wam powiem? Strach ma wielkie oczy, ale mimo wszystko... niedowidzi.

Powoli.

Róż przywędrował do mnie w czarnym kartoniku, szczelnie zafoliowany.

Dziękuję Ci, Matkobosko Niemacantko!

Marka, czyli Beauties Factory (oficjalna strona), była mi zupełnie obca, więc jeszcze przed rozpieczętowaniem kartonika powzięłam decyzję o niesprawdzaniu niczego na jej temat, ot, żeby się zanadto nie uprzedzić. Chociaż uprzedzenie i tak nastąpiło, gdy zobaczyłam napis MADE IN P.R.O.C. nadrukowany na jednym z boków. No trudno.

Tak, tak, w Chinach.

Róż ma 6 gramów, czyli jest sporawy. Dla porównania róż the Balm ma 8,5 grama, a pojedynczy Sleeka 8 gramów. Data ważności, widoczna powyżej, jest w porządku, ale pamiętajcie, że po otwarciu ten produkt jest ważny tylko 12 miesięcy.

Okej, karton jak karton, pokaż lepiej co jest w środku.

Tak lepiej!

Pudełeczko jest czarne, z tworzywa sztucznego. Zamyka się z klikiem, nie otwiera samoistnie. Wygląda dość solidnie, nie zdążyłam go połamać, ale też nie nosiłam go nigdy w torebce. Fakt, przejechało ze mną pół Polski, ale w bezpiecznej odległości od moich dwóch lewych rąk.

Poza tym jest piętrowe!

A kuku!

Na parterze mieszka lusterko oraz rozczapierzony, płaski pędzel z krótkim, nieporęcznym trzonkiem. Na upartego można go użyć (ze dwa razy to zrobiłam), ale polecam coś solidniejszego, może nieco mniej giętkiego. Dlaczego?

Aj dont fink soł.

Dlatego że róż należy do gatunku "mocno sprasowanych". Ale w tym dobrym sensie, na szczęście (chyba że używamy do aplikacji czegoś szajsowatego, vide pędzel powyżej). To znaczy, że ani nie nabiera się go przesadnie dużo, ani nie trzeba sięgać po druciak, żeby zeskrobać ociupinę pyłku na policzek. Myślę, że to istotna uwaga dla wszystkich początkujących. Moim zdaniem tego typu róż jest idealny przy pierwszych próbach. Naprawdę trudno sobie zrobić nim krzywdę. Nakłada się równomiernie, można stopniować intensywność koloru, pod tym względem bajka. Natomiast dla fanów matrioszki może być rozczarowujący.

Trwałość? Nie jest idealny, po kilku godzinach warstewka ulega wytarciu, chociaż policzek nie zostaje zupełnie nagi. Róż na pewno nie tworzy nieestetycznych plam czy prześwitów. Po prostu jest przyzwoicie, ale oczekiwałabym większego zaangażowania z jego strony. Ja z siebie dałam wszystko, bardzo się przywiązałam. Szczerze mówiąc, to jeden z moich dwóch ulubionych różów ostatnich kilku miesięcy. Sięgam po niego kilka razy w tygodniu.

Drobiny?

Co się zaś tyczy samego koloru... bardzo mi przypasował. Mam odcień nr 8, jasny róż, rzekłabym, że chłodny. Mikrodrobiny, które na początku bardzo mnie przeraziły, najbardziej opalizują w sztucznym świetle, ale moim zdaniem nie ma w tym nic ordynarnego. W świetle naturalnym błysk jest znikomy, aczkolwiek wolę uprzedzić, bo wiem, że niektórzy mogą nie zdzierżyć. Róż sam w sobie jest matowy.

Paleta kolorów ze strony cocolita.pl

No i na koniec mam dla Was coś, co sobie również zachowałam na deser: cenę! Aż do dziś nie wiedziałam, ile ten róż kosztuje, i muszę przyznać, że zaskoczenie spotkało mnie miłe, bo 13,90 zł. Możecie go kupić na stronie www.cocolita.pl.




Żartowałam, to jeszcze nie koniec... Przecież wypadałoby pokazać cacko na twarzy. Dlatego poniżej scrollujecie na własną odpowiedzialność.

W nieco chłodniejszym oświetleniu.



Oraz w nieco cieplejszym.




I jak? Czujecie się zainteresowane?
A może znacie inne produkty Beauties Factory, choćby z opowieści?




Nawet jeżeli nie, to pożegnalne buziaki i tak się należą,
Słom :*

PS Składzik dla ciekawskich.







Bardzo dziękuję Hexx oraz sklepowi internetowemu Cocolita.pl 
za umożliwienie mi przetestowania powyższego produktu w ramach akcji HexxBox.



poniedziałek, 17 czerwca 2013

Na czarną godzinę

Post z cyklu "zakamarki mojego dysku". Znalazłam recenzję, którą napisałam dawno temu na wypadek nieogaru. Miałam sporo okazji, żeby ją wykorzystać, ale jakoś tak zapomniałam.WTF? Nic to, przyda się dzisiaj. Zapraszam!


Mleczko do ciała do skóry wrażliwej, mało elastycznej (Ziaja)
Z bio olejkiem z pestek winogron
400 ml/ok. 10 zł

Urocze te pesteczki.

Uciekająca z Trójmieścia Stri pozostawiła mi w spadku maleńką cząsteczkę swojej pielęgnacji w postaci  ¾  tego mleczka. Producent zapewnia, że „skuteczna pielęgnacja już po pierwszej aplikacji”, a ja mówię: bez przesady. Chociaż tak naprawdę nie było nam źle. Smarowałam się codziennie, bo smarowanie zapuściłam sobie w krew już dawno, gdy dotarło do mnie, że będąc czekającą i pachnącą, muszę się dopieścić sama. Większych zastrzeżeń nie miałam. Moja skóra na ciele, raczej nieproblematyczna poza okresem zimy i grzejników, przy regularnym stosowaniu pozostała nawilżona. Jeśli pojawiło się jakieś suche miejsce, smarowanie przynosiło ulgę.

O czym jeszcze warto wiedzieć? To jest mleczko. Rzadkie, lejące się mleczko, które wchłania się naprawdę szybko. Moim zdaniem świetna sprawa na cieplejsze miesiące, w zimie wolę gęściejsze rozwiązania (jest też masło z tej serii, nie próbowałam). Na skórze pozostawia nieklejącą się, śliską powłoczkę, którą nazwałabym silikonową - podobną powłoczkę zostawia na skórze krem do rąk Ziai z kozim mlekiem. Warstewka po kilku minutach znika, zostaje miękka skóra.

Pompka dawała mi dużo radości, tym bardziej że cały czas była w dobrej formie, jednakże na sam koniec miała problem z wyssaniem resztek. Rozcięłam butlę i okazało się, że to wcale nie były takie resztki, bo starczyło jeszcze na 3 i pół aplikacji (jestem taka precyzyjna).

Uwaga: pompka pasuje do szamponu YR, ale do żelu i płynu do kąpieli z limitowanej edycji karmelizowanego jabłka już nie :/

Rzeczona pompka u góry.

Te z Was, które są składowo wymagające, pewnie skrzywią się na parafinę, DMDM hydantoinę oraz parabeny. Poza tym, zgodnie z kolejnością składników na liście, masłoszparki musi być więcej niż oleju z pestek winogron – ciekawe, czy różnica jest duża.

I jeszcze jedna kwestia gustu: zapach. W opakowaniu to taki rozmydlone, nieszczególne, ale też nieupierdliwe coś, które w zderzeniu z moją skórą robi się kwaśnawe i mało apetyczne. Chociaż zapach nie jest intensywny, nie zamierzam do mleczka wracać. Jest poprawne, a poprawnych smarowideł o przyjemniejszym dla mnie aromacie mamy na rynku pod dostatkiem.

Jest wydajne.

To by było na tyle z mojej strony. Natomiast wszystkich, którzy wolą etykietki od mojego ględzenia, zapraszam do lektury:

Interesujące, nieprawdaż?

pH naturalne (się ucięło).
Czy jak pH jest na początku zdania,
to powinnam użyć wielkiej czy małej litery.
A może w ogóle nie zaczyna się zdania od pH?
Hmm...

Jak chcecie coś napisać, a nie bardzo wiecie co, to zapodajcie w komentarzu swoje ziajowe perełki i buble, kategoria dowolna. A zresztą... piszta co chceta.

Buziaki,
Słom

środa, 12 czerwca 2013

Prawdopodobnie najdłuższy zlot blogerek...

... był dla mnie za krótki. Tęsknię. W myślach planuję kolejne spotkania, chociaż na razie przypomina to raczej bezkształtną masę, która jest bardzo kolorowa, ale zupełnie się nie klei. Za dużo znaków zapytania.

Swoją nieporęczną torbę, dwie kosmetyczki (pierwszy raz bałam się, że biorę za mało pierdół, lol, a podróżowanie samochodem niestety sprzyja maksymalizacji ładunku) i nieprzyzwoitą liczbę siateczków rozpakowałam - tak na dobre - dopiero wczoraj. Smuteczek.

Została mi jeszcze jedna torba, którą rozpakuję tu i teraz (częściowo jak mniemam), na Waszych oczach. Nie, nie kosmetyczna, chociaż moje zbiory nieco się powiększyły, głównie za sprawą Hexx, Stri, Jeża oraz moich przedwczesnych urodzin. Ale o tym innym razem.

Dziś rozpakuję wspomnienia:

Dzień dobrrriii.
             Ikea haul.
                           Siniaki.
                                     Urodziny do kwadratu.

                                                                 REMONT.

                                                                       Zamienił stryjek owce na drewno.

Zamek.
        Skarbiec.
                Jeszcze jeden zamek. Prywatny.
                           Zamek w Kluczborku, lol.

                                                                          Lewa-prawa-lewa-prawa, lubczyk, paw i koń.
                                                                          Wrocław, Wedel, Pierożnik.
  

Gejowo ♥
Sail.

Dwieście kolumn oraz pudzian.


Na owady najlepszy jest kot.


Pizza, risotto z ryżem, świeży pstrąg i świeże vongole.
Śledzie.
Mięso z zielonym pieprzem.
Kulki, curry, polędwica, jajecznica.
 
Chipsy.
        Plaża.
                Włocławek!
 
 
 
Uff, trochę się nazbierało. W zasadzie nawet trochę więcej. Czy wspominałam już, że zawsze zabieram za dużo? Bo wszystko można by streścić w jednym:
                                      [miłość i inne używki]




tak, zdecydowanie
Let's do this!

Dziękuję. Dziękuję za wszystko.

Buziaki,
Słomkiś


PSsst: A może powinnam jeszcze rozpakować torbę ze zdjęciami, hę?

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...