sobota, 28 lipca 2012

Niespodzianka

Mieszkam nad morzem.
Takie tam bardzo fajne to morze.
Dla morsów, kuźwa.
Przez większą część roku wykręca kostki i szczęka mi zębami. A kiedy już zrobią się upały,

(Dygresja: Przypominam, że jeśli w centrum Polszy słupek rtęci beztrosko podskakuje w górę, a ludzie kiszą się we własnym sosie, na Pomorzu wcale nie musi być tak samo. Na Pomorzu przeważnie piździ, gwiździ, a temperatura spada do 12 stopni Celsjusza w nocy - tak było w miniony weekend. Koniec dygresji). 

moja kochana kałuża ze śledziami transformuje w zielone bagno, w zupę z sinic. Damn.
 
Nie mam mowy, żeby się ochłodzić. Także nie myślcie, że jak mnie tu nie ma, to sobie po prostu skwierczę na piachu. Nie cierpię tego. Nie lubię się tłuścić wysokim espeefem, a potem przylepiać do kocyka na długie godziny. Po co mi to? Po to żeby mieć później na ciele pejzażyk z piasku i owadów (całuski dla Stri)? Jeśli mam iść na plażę, to morze musi być czynne. Albo wieczorem mogę być na plaży. Wczesnym rankiem nawet. Zjeść kanapkę. Popić soczkiem. Kiedy słońce nie praży na plaży. Inaczej impreza odpada.

Smażalnia.

A będzie jeszcze gorzej, bo coraz cieplej i mniej soli w Bałtyku.

Ładnie. Ładnie dzisiaj do Was marudzę.
Ja lubię upały, lubię mrozy. Lubię się cieszyć każdą pogodą.

Trochę się chmurzy. Fajnie.


PS Wybaczcie, że nie realizuję Inspired by Places w terminie. Mam turbulencje i zero mózgu do takich rzeczy teraz.
Zero mózgu i kropka, powinnam napisać.

sobota, 21 lipca 2012

To już jest koniec

Ale jeszcze trochę zostało.
Układam się, przekładam, przewartościowuję. W takich momentach życia jak ten, wyrzucam. Najpierw sentymenty, a potem wszystkie te drobiazgi, w których przeszłość spotyka się z teraźniejszością. Oczyszczam przestrzeń, robię miejsce na Nowe.

Na stos!

Pierwsze solidne huknięcie. Do kosza pofrunęły wszystkie rozciapciane i podejrzane błyszczki. Jestem też lżejsza o jakiś taki rozświetlający glut do ciała.

Bogaty wachlarz staroci.

Aha, i o próbkę pomadki.
Większość to oczywiście Avon (było, minęło), ale znalazło się miejsce dla Faberlica i H&M. Och, ten różowy hamikowy lipgloss dostarczał mi wiele radości. Zużyłam prawie cały. Podobnie było z błyszczykiem Essence - to ten z truskaweczką na opakowaniu. Dostałam go w prezencie od pewnej ślicznej Niemki (seriously, robiła mi gorsze kompleksy niż moja wyobraźnia). Wstyd przyznać, rzuciłam w kąt. Nieco później odkryłam skarby Natury. Jakiż banan wykwitł na mym licu, gdy odgrzebałam truskaweczkę z szuflady i dostrzegłam nieco sfatygowane, ale nadal rozpoznawalne logo.

A teraz spocznij i odmaszeruj.

Dwie wykończone panie.
Czarna pomadka, oczywiście z Avonu, miała, o ile dobrze pamiętam, jakiegoś szampana w nazwie. Tak, na pewno pamiętam dobrze, bo to pierwsza moja pomadka ever. Lubiłam jej konsystencję, połysk i smukłe opakowanie. Raz zgubiłam. Smutek wielki. Na szczęście nie trwał długo, bo potem odnalazłam wśród liści.
Biała to pomadka ochronna (Avon, Tinted Lip Care, odcień Pink) z tandetnym różowym połyskiem. Lubię. Teraz mam taką złotą. Bronze się zwie. Nie kładę jej solo, wolę rozświetlać środek ust, gdy inne pomadziwo robi mi za bazę.

Ciastko, karmel, czekolada.

Lubiłam te podkłady z Faberlica, ale to było dawno temu i nie wiem, czy dziś miałabym dla nich miejsce w swoim sercu (i szafce). Soraya jest spalona. Dosłownie.

Jestem blada. Tego jeszcze o mnie nie wiedziałyście.
Ehe...

Nie moja bajka. Chociaż jakoś to rozcierałam... (Tak ci się wydaje, Słomiaku?). Kupiłam, bo inne mazidło nagle wyzionęło ducha, a w pobliżu nie mieli nic lepszego. Zużyłam całkiem sporo, ale gdy przybyło kasy, zaopatrzyłam się w Healthy Mixa i przeszłość pogrążyła się w ciemnościach.

Nein!

Pamiętacie, jak paatal miał manię rozdawania w gratisie pudrów CCUK? Nie przebolałam zapachu. Chciałam poużywać swojego egzemplarza jako bronzera, ale szybko mi przeszło. Wypatroszyłam wkład i zrobiłam sobie lusterko.

Do tego korektora (Avon, Color Trend, Perfect and Hide Concealer, Light) też już więcej nie zajrzę. Za ciemny i za szybko schodzi z twarzy. Wysusza, więc nie nadaje się tam, gdzie naskórek doznał uszczerbku.

Nie będę tęsknić.

Brązowa kredka ok, czarny liner w pisaku - no way. Dość szybko zrobił się wodnisty.
(Hm, a teraz jest tak stary, że aż granatowy...).

Już tęsknię.

Tyle wspomnień!
Te brązowe to moje pierwsze cienie na własność, chlip. Cocoa Glow. Chlip, chlip. Zrozumcie, robiłam nimi moje pierwsze nieudolne makijaże. Ale przecież nie mogę trzymać ich dla potomności. Patrzcie, dzieciory, tym Wasza babcia szpeciła się w młodości.
Sproszkowaną (obecnie) jedynkę Beige Frost dostałam kiedyś od mojego pierwszego guru makijażowego. Mam jeszcze śliczną zieleń, Leaf, ale wyrzucę dopiero, gdy znajdę duplikat.
I niebieskości, które przywiozłam sobie zza wielkiej wody. Maybelline, Expert Wear Eye Shadow, 34 Sapphire Ice. Dużo, dużo wspomnień, dlatego wrzucam słocze. Pewnie dla siebie bardziej niż dla Was... Chociaż tak patrzę, że chyba jeszcze można je dorwać.

Papa

Pozbyłam się również kilku innych cieniowych staroci, ale były na tyle nieinteresujące, że nawet nie chciało mi się sięgać po aparat.

Także miejsce już mam. Teraz można dorzucać nowości!

czwartek, 12 lipca 2012

środa, 11 lipca 2012

Inspired by Places: Nowa Zelandia

Tym razem poruszyła mnie historia ptasiego zmartwychwstania.

W 1898 r. zebrano ostatnie 4 osobniki i w roku 1900, około 50 lat po odkryciu gatunku, został uznany za wymarły. Poszukiwania doprowadziły do ponownego odkrycia gatunku nieopodal jeziora Te Anau na Wyspie Południowej, przez Geoffreya B. Orbella, 20 listopada 1948 r. Populację takahe oszacowano wtedy na 250-300 osobników (Heather, Robertson 1997).



Tak więc zamiast w wiecznie zielone lasy podzwrotnikowe, poszłam w pióra i czerwony dziób.
Wszystko gra, bo takahe jest mieszkańcem Nowej Zelandii.
Niestety grozi mu wymarcie.

(Jak wygląda, zobaczycie tutaj).

Kra.
...lub coś w ten deseń.

No to może podejdźmy bliżej. Jest szansa, że się nie spłoszy.

Ciszej tam!


Spać próbuję.

Jakiś rozdrażniony dzisiaj.
Krok do tyłu.

Taki kolorowy. Od razu widać, że samiec.

A wiecie co. Napisali, że głos takahe brzmi jak...

... ryczenie osła.

Wypraszamy sobie!

Najchętniej to bym poszła i się w sobie zamknęła. Tylko że zostały sztuczne rzęsy. Wreszcie dokleiłam. Ciut nieudolnie, ale - jak mawiają nasi zachodni sąsiedzi - Übung uczyni majstra.

Dzień dobry. Czy dodzwoniłam się do Ptasiego Radia?


Pierwszy - słowik
Zaczął tak:
Halo! O, halo lo lo lo lo!
Tu tu tu tu tu tu tu
Radio, radijo, dijo, ijo, ijo
Tijo, trijo, tru lu lu lu lu

Weźcie już dajcie spokój, bo od tych oślich ryków pióra dęba stają.

Tro lo lo lo!

poniedziałek, 9 lipca 2012

Bawię się

A tak sobie siedzę, gmeram we fotach.
Udaję, że mogę być ładniejsza.


Wkrótce Słomka w kolorze!!!

Party party

Nie było mnie tu, bo byłam gdzie indziej.
Robi to sens, czyż nie?

Ale to nie była Nowa Zelandia. Nowa Zelandia się spóźni. Oto dlaczego:

Czwartek.
Takie oficjalne trójmiejskie spotkanie. Z domieszką (pozdrowienia dla Malowanej Lali). Zdjęcia tu, tu i tutaj też. Na pewno już widziałyście.

Piątek.
Szybkie randewu z Simply oraz Olgitą. Do Olgity odmaszerować. Tam jest dobre pisanie.
Zdjęcia TBA u Mojej Kochanej Simply.

Sobota.
Party u Jamapi. Tym razem zaszalałam (łałałiła) i wzięłam maj preszys aparat. Podziwiajcie, pliz, nie miejcie jeszcze dosyć.


Gospodyni.


Gościówy: Stri, Katalina i trochę słomy w tle. Plus dwie nieblogowe Miłe Panie, których prywatność pragnę szanować.


Skromny poczęstunek jak dla pułku wojska. Ha! Wiedziała, że przyjdę!


Ty wyskakuj z pazurów...


... a Ty pokazuj oczy.


Przerwa na szamę.


Do roboty!


"Takie włosy bym chciała!"



No to sorry, ale musisz najpierw oddać oczy.

Stri pochłania gazetę. Przez osmozę.

A na koniec... deser!

Coś mi się widzi, że gdybym była hajtnięta z Jamapi, byłoby mnie dwie...

Więcej zdjęć nie pamiętam, ale Dziewuszki dodały.

U Jamapi: http://wchwililuzu.blogspot.com/2012/07/domowka-z-uroda.html
U Kataliny: http://katalina-sugarspice.blogspot.com/2012/07/i-know-what-you-did-last-saturday.html
U Stri: http://prosteczynnosci.blogspot.com/2012/07/sobotnia-impreza-u-jamapi-zdjecia.html

Buziole!

PS Jeśliś z Trójmieścia, biegnij do Stri wpisać się na listę. Szukaj formularza w pasku bocznym!

środa, 4 lipca 2012

Gdy się nie ma, co się lubi...

Trudno. Tak bywa. Przeczekamy raz jeszcze.

Nie rób tego!

Bo patrzę!

Właściwie wszystko zaczęło się od cienia Kobo 205 Golden Rose. Dodałam mu trochę połysku kubikiem z The Body Shopu (02 Sea Shell). Dorzuciłam złota w kąciku, szarości w załamaniu, różu na dolnej powiece. Delikatna kreska cieniem. Nic skomplikowanego.

Zbliżenie.

Nie nadążam za myślami.

***

Kopiuję wiadomość od Simply: 

Blogerki z okolic Trójmiasta spotykają się w czwartek 5 lipca. Zbiórka o godzinie 16.30 pod pomnikiem koło KFC na dworcu w Gdańsku Głównym. Jeśli ktoś ma ochotę dołączyć do nas później, proszę o kontakt na adres simplyawoman86@gmail.com - służę numerem telefonu :)
 
Przybywajcie!

poniedziałek, 2 lipca 2012

Why is multi-tasking so hard for men?

"Guys always have sex on the brain, so we're already multi-tasking just getting through the day. We don't need any more things clouding our mind." Connor

Glamour, July 2012 (UK)


niedziela, 1 lipca 2012

Przyzwoite maskowanie

Właśnie wykańczam (sadystka!) jedną taką maseczkę i pomyślałam, że nie zaszkodzi wspomnieć.

Maseczka jest z Faberlica (kosmetyki katalogowe, dostępność słaba, ja akurat mam dilera pod ręką), używam jej od marca z różną regularnością. Bywało tak, że stosowałam ją 2 lub 3 razy w tygodniu - czyli zgodnie z zaleceniami - ale ostatnio przeplatałam z innym specyfikiem.

W kartoniku przyszła.

Podstawy 

Maska o potrójnym działaniu z kompleksem tlenowym Novaftem-O2, tymiankiem, siemieniem lnianym oraz wyciągiem z korzenia lukrecji wschodzi w skład linii Phyto Tlen, przeznaczonej do cery mieszanej. 50 mililitrów delikatnie zielonkawej pasty zamknięte w solidnym, plastikowym słoiczku (fajny jest,  zachowam na inne skarby), kosztowało mnie niecałe 20 złotych. Obecnie na stronie widzę jeszcze niższą cenę: 14,80 zł (nieustające katalogowe promocje...). Moim zdaniem bardzo korzystnie za taką wydajność. Ale na skład będziecie kręcić nosem: jest długi i z parabenami.
Maska ma świeży zapach. Nie działa mi na nerwy.

Podwójne zabezpiecznie.

Producent

Każe nanieść maskę na oczyszczoną skórę twarzy i szyi, pozostawić na 10-15 minut, resztki zmyć ciepłą wodą, przetrzeć twarz tonikiem i zaaplikować krem. Obiecuje gładką, matową i ujędrnioną skórę. Z wykrzyknikiem na końcu.

Używanie

Mój rytuał maskowania jest taki, że najpierw myję twarz, szorując peelingiem (akurat miałam peeling z tej samej linii), a potem maskuję. Pasta zastyga na twarzy, ale nie na taką skorupę, jak glinki. Czasami szczypie moją twarz. Nie jest to przyjemne uczucie, przeraziło mnie przy pierwszej aplikacji, myślałam, że maska mnie podrażni, ale nigdy nic takiego się nie stało. Poza tym mam masochistyczne zapędy - na początku boli, ale potem ból robi się fajny. Endorfiny, for sure.

Zdarzało mi się przedłużać jej bytność na licu: gdy zaczynała zastygać, spryskiwałam hydrolatem.

Słoiczek z grubymi ściankami. Pasta przed i po rozsmarowaniu. Czy kogoś takie zdjęcia interere?




Efekt

Bardzo mnie raduje. Pory zwężone, cera zmatowiona i wygładzona, a ja odświeżona. Wcieram kremik, kremik lepiej się wchłania, a ja mogę podbijać świat, no - wystawiać się na jego ciosy. Tak naprawdę od maseczek nie oczekuję większych cudów.


Czy kupię ponownie?

Na razie nie. Chcę próbować innych.

Jak się mają Wasze maseczki?


Kącik dla wtajemniczonych, czyli skład.

Aqua, Kaoline, Zinc Oxide, Butylene Glycol, Stearic Acid, Cetyl Alcohol, Hydrogenated Polydecene, Cetearyl Alcohol, Sorbitol, PEG-20 Stearate, Magnesium Aluminium Silicate, Panthenol, Sorbitan Isistearate, Linum Usitatatissimum (Linseed) Seed Extract, Epilobium Augustifolium Extract, Salvia Officinalis (Sage) Leaf Extract, Caprylic/Capric Triglyceride, Allantoin, Xanthan Gum, Imidazolidinyl Urea, Dipotassium Glycyrrhizinate, Stearyl Glycyrrhetinate, Sodium Dextran Sulfate, Phenoxyethanol, Methylparaben, Butylparaben, Ethylparaben, Propylparaben, Isobutylparaben, Trietha- Nolamine, Perfluorodecalin, Poloxamer 188, Perfluoropolymethylispopropyl Ether, Thymus Vulgaris (Thyme) Flower/Leaf Extract, Limonene, Linalool, Fragrance, CI 19149, 42090, CI 42090


(Zaznaczyłam sobie te składniki, o których producent mówi w nazwie maski).
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...