sobota, 2 stycznia 2016

7 kosmetyków, które odmieniły moje życie w 2015 roku (i inne chwytliwe nagłówki)

Dzień dobry wieczór w nowym roku!

Końcówka grudnia skłania do refleksji. Uprzedzam pretensje zgłaszane przez osoby, które nie lubią owczego pędu i krzywią się na myśl, że nadejście nowego roku może być początkiem jakiejś przemiany. Moim zdaniem każdy moment jest dobry, żeby zatrzymać się na chwilę i przemyśleć sobie życie. A więc ten też.

Postanowiłam, że tym razem nie będę zwlekać do maja z podsumowaniem kosmetycznych odkryć minionego roku. W poprzednim takim przeglądzie ze względu na haniebne opóźnienie ograniczyłam się do lakierowych fascynacji. Tym razem będzie nieco obszerniej, ale też bez przesady. Dzisiaj chcę się skupić na absolutnych perełkach. Takich produktów nie może być zbyt dużo, żeby przypadkiem nie zniknęły w tłumie.


7 KOSMETYKÓW, KTÓRE ODMIENIŁY MOJE ŻYCIE W 2015 ROKU

No, może to za mocno powiedziane, ale chwytliwy nagłówek musi być. Chodzi o to, że w poniższym zestawieniu znalazły się w przeważającej mierze kosmetyki, które w jakiś sposób odmieniły moje dotychczasowe przyzwyczajenia. Jednak w niektórych wypadkach uwzględniłam również produkty, które wielbiłam pasjami, czyli sięgałam po nie tak często, że aż zapominałam o pozostałych. A to do mnie niepodobne, zwłaszcza jeśli chodzi o kolorówkę. Taka mniejsza rewolucja.


7. Konturówki Bourjois

... a to jeszcze nie wszystkie

Jak już odkryłam, że konturówka przyda mi się w życiu, zaczęłam poszukiwania jakiejś sensownej. Nie trwało przesadnie długo (o ile mnie pamięć nie myli, zaliczyłam pojedyncze sztuki Essence, Emily, Max Factora i Flormar), więc może nie powinnam się wypowiadać, skoro nie przetestowałam zbyt wielu produktów tego rodzaju. Ale się wypowiadam, bo uważam, że konturówki Bourjois są świetne. Trwałe, w odpowiadającej mi gamie kolorystycznej i można je nosić zamiast pomadki. Jestem więcej niż zadowolona.


6. Paleta Meet Matt(e) Nude The Balm

Bardzo dużo Mattów.

W pierwszej połowie roku rozważałam zakup Nude Tude lub Nude Dude, ewentualnie obu naraz, ale tylko w akcie desperacji (mówiąc szczerze, dalej o tym myślę). Poszłam jednak po rozum do głowy i stwierdziłam, że bardziej potrzebuję palety, która cała jest matowa. Właściwie długo o takiej marzyłam. Uwielbiam cienie o niepołyskliwym wykończeniu, ale męczy mnie fakt, że idealnych matów to można ze świecą szukać. Albo robią plamy, albo w ogóle ich nie widać. Na szczęście z Mattami pracuje mi się bardzo dobrze. Sięgam po tę paletę niemal przy każdym makijażu, ale raczej nie solo (choć oczywiście można zrobić nią naprawdę piękny makijaż), tylko żeby rozetrzeć cienie innych marek, bo w niektórych zestawach brakuje mi kolorów do blendowania. Korzystam ze wszystkich odcieni, także prawdziwy sukces.


5. Matowa pomadka w kredce Cherry Lord&Berry

Lubię maty po raz kolejny.

Największe zaskoczenie minionego roku i miłość od pierwszego użycia. Nie miałam pojęcia, że istnieje taka marka, dopóki nie dostałam pokazywanej tu pomadki w prezencie od Jeża. Jak już wreszcie po nią sięgnęłam, to potem nosiłam dzień za dniem. Czasami nawet z samym tuszem albo wręcz bez. Ma piękny odcień, jest w sam raz trwała (choć znam trwalsze, o czym dalej) i sprawia, że mam ochotę sama się pocałować. Nie wiem, czy jest u nas dostępna stacjonarnie albo chociaż w rodzimym sklepie internetowym. Na pewno można dorwać ją na asos.com. Zdecydowanie pobudza apetyt - nie tylko na inne odcienie, ale też na pozostałe produkty tej włoskiej marki.

I jeszcze mały słoczyk.


4. Cienie Zoeva

Oczywiście En Taupe i Cocoa Blend
Właściwie to też zasługa Jeża. Dzięki niej miałam okazję przetestować paletę Cocoa Blend na własnym oku. A muszę przyznać, że cienie od Zoevy zupełnie mnie nie interesowały. I kiedy już przy pierwszym użyciu nie masz najmniejszego problemu z wyczuciem cienia (zwłaszcza matowego), z dobraniem kolorów i osypywaniem, to wiesz, że coś jest na rzeczy. Podczas kolejnych odwiedzin u Jeża sprawdziłam, czy to nie było tylko chwilowe zauroczenie. No i masz ci los, okazało się, że ta paleta nadal mnie ekscytuje. Chwilę później wyszła En Taupe, no i uznałam, że muszę mieć obie. A potem jeszcze obdarować nimi kilka osób. Nie mogę doczekać się tegorocznych nowości, które już niedługo, właściwie zaraz.

Póki co przejdźmy do PRAWDZIWEJ REWOLUCJI.


3. Matowe cienie w kredce


Sephora - na pierwszym planie 33. Secret boudoir, a na drugim 34. Pretty little thing
Z przodu buduar, a z tyłu ładna mała rzecz.

Nawet nie chodzi tak bardzo o markę, tylko o samą formę produktu, chociaż gdybym miała polecać coś konkretnego, to na pewno Sephora i Kiko. W tym roku bardzo rzadko sięgałam po bazę, ponieważ cienie w kredce zupełnie mi ją zastąpiły. Są idealne do szybkiego makijażu i w moim wypadku sprawdzają się lepiej niż te w słoiczkach, zwłaszcza gdy mam dłuższe paznokcie. Uwielbiam.

Pęczek od Kiko (zignorujmy cielistą kredkę na górze).










 
Na samej górze linia Moon Shadow odcień numer 2 (czekoladowy brąz ze złotymi drobinami).
Niżej linia Long Lasting Stick odcień numer 25 (matowy taupe)
oraz 28 (matowy cielak, po roztarciu wychodzą złote drobiny).
Na dole kredka, której nie lubię.



2. Hybrydy


Semilac Dancer from Rio plus efekt syrenki. Od dwóch tygodni na moich paznokciach. Tylko że teraz mam już odrost.

Zwolenniczek hybryd nie brakuje. Ja jakoś nieszczególnie miałam ochotę próbować, bo po pierwsze albo trzeba komuś za to zapłacić, albo kupić cały sprzęt, a po drugie - nie lubię monotonii na paznokciach. Pewnie gdzieś w środku obawiałam się również tego, że się zakocham i będę musiała pozbyć się całej swojej kolekcji zwykłych lakierów, która skromna nie jest, delikatnie mówiąc. Akurat tak się złożyło, że na konferencji Meet Beauty otrzymałam zestaw startowy od firmy NeoNail. Co miałam robić? Może to przeznaczenie? W takiej sytuacji nie miałam innego wyjścia jak dać im szansę. Oczywiście, że się zakochałam. Ale na razie nie zamierzam niczego wyrzucać. Hybrydy posiadają wiele zalet, wśród których moimi ulubionymi są trwałość i ochrona przed mechanicznym uszkodzeniem paznokci. Ale ściągnie bywa upierdliwe. No i chciałoby się częstszych zmian. Na pewno dokupię kilka kolorów, zwłaszcza takich ciemnych i intensywnych. To jest świetny pomysł, myślę, bo na takich lakierach najbardziej widać drobne odpryski, a tutaj ten problem zupełnie znika. Poza tym hybrydy mają coś jeszcze, co totalnie mnie rozwala. Efekt syrenki. Zwykły lakier ci tego nie da.

Wypróbowałam hybrydy Semilac i NeoNail. Bardziej skłaniam się ku tym pierwszym, bo mam mniej problemów przy ściąganiu (Semilaki są takie jakby gumowe, a NeoNail proszkowe).


1. Pomadki Bourjois Rouge Edition Velvet Matte

Aktualny stan posiadania.

To jest to! Po prostu. Ten kosmetyk naprawdę odmienił moje życie, ponieważ dzięki niemu nauczyłam się nosić pomadki. Serio. Zawsze stawiałam na oczy, a wąskie usta traktowałam trochę po macoszemu, ewentualnie czymś delikatnym. Rouge Edition Velvet są wyjątkowo trwałe, nie odbijają się na zębach i dzięki nim zebrałam całe mnóstwo komplementów (głęboko wierzę, że szczerych, bo sama też się sobie podobam, kiedy je noszę). Poleciłam je wielu osobom, jednej podarowałam w prezencie. Absolutnie najwspanialsze odkrycie ubiegłego roku.
(Rozpływałam się nad nimi również tutaj).


SŁOMKO, A GDZIE JEST PIELĘGNACJA?

Tam, gdzie jej miejsce, czyli w łazience. Postanowiłam nie uwzględniać kosmetyków pielęgnacyjnych w swoim subiektywnym przecież rankingu, ponieważ one nigdy nie kręciły mnie tak bardzo jak kolorówka. Mam kilka kosmetyków, które polubiłam, ale żaden nie zasługuje na miano wielkiego odkrycia. Ogólnie mogę powiedzieć, że moja cera zrobiła się mniej kapryśna, jednak nie jest to zasługa pielęgnacji. Mimo to doceniłam kosmetyki do twarzy Tołpy, zainteresowałam się Orientaną, ale wszystko jest jeszcze w fazie testów (zapachy przecudowne!), i ocieplił się mój stosunek do Yves Rocher. Wielkich rewolucji nie było, zresztą ile kosmetyków pielęgnacyjnych można tak naprawdę przetestować w ciągu roku. Ale tak naprawdę naprawdę.

Teraz stosuję i jest fajnie.

Dajcie znać, czy jakieś kosmetyki wstrząsnęły Waszym światem w 2015 roku. A może nie było nic takiego? Może któryś z moich hitów jest również Waszych hitem? Albo raczej kitem... Jestem bardzo ciekawa Waszych komentarzy.

Całusy i wszystkiego najlepszego!
Słom


40 komentarzy:

  1. Konturówki Burżujki to sama chętnie wyróżnię. Czasem jak zaszaleję to daje na całe usta i trzymają się przez wiele godzin wyśmienicie

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie znam osobiście niczego, co odmieniło Twoje życie... Ale fajnie było się o tym dowiedzieć. W ogóle podoba mi się pomysł na post. ;-) Może i ja taki zrobię, tylko wcześniej mam parę innych do napisania...

    Podobają mi się kolory cieni i lakieru.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zrobisz, to ja chętnie przeczytam. Te inne zresztą też. Sama mam dużo, dużo pomysłów, tylko czasu jakoś mniej.

      Usuń
  3. Najbardziej chwytliwym zabiegiem jest autorstwo Słomki (;

    Edition Velvet też uwielbiam, cienie Zoevy kuszą... Ale moje hity są raczej pielęgnacyjne: mydło miodowe Agafii, kuracja złuszczająca kwasem migdałowym (moja akurat z BU) i kremy z ogródka warzywnego Avy (;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Weź, bo się zarumienię. Dzięki za miłe słowo.

      Sama myślę od dłuższego czasu nad złuszczeniem, mam już kwas migdałowy, tylko muszę się zmobilizować i wszystko dobrze odmierzyć, żeby przypadkiem nie stracić twarzy, takie przygody zostawmy sobie na inne okazje, hehehe, suchar. Nie polubiłam się za to z pomidorowo-ogórkowym serum od Avy, które również wypróbowałam w tym roku. Denerwował mnie zapach i przez cały czas, jak używałam, coś wyskakiwało mi na brodzie, a ostatnio rzadko miewam z tym problem. No nie wiem, może nie powinnam się tak zniechęcać po jednym produkcie. Polecasz coś konkretnego?

      A mydło Agafii chętnie bym wypróbowała. W ogóle cokolwiek od babuszki.

      Usuń
    2. Oj tak, serum ogórek-pomidor to dla mnie też pomyłka, leży nieużywane w szufladzie.
      Ale krem z ekstraktem z ogórka jest super i drugi, z ekstraktem z marchwi też. Pierwszego używam na dzień, drugiego na noc i kupiłam ponownie, jak tylko się skończyły. Twarz po nich mam gładką, rozjaśnioną i po prostu ładną. Choć czytałam też trochę opinii negatywnych: że za bogaty skład i zapycha... U mnie się tak nie dzieje.

      Usuń
    3. Uff, czyli coś jest na rzeczy z tym serum.
      Dzięki za wskazówkę, rozejrzę się za jednym z tych kremów.

      Usuń
  4. Ja ten post stworzę w połowie stycznia dopiero gdy odwiedzę dom i znajdę wszystkich ulubieńców, których zapomniałam wziąc ze sobą do Opola :/
    Niestety jakoś nie polubiłam się z Burżujem Velwet, nie chcą mi się na ustach trzymać. Ale tą Zoevą kusisz, oj kusisz :) Wszystkiego dobrego w Nowym roku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Połowa stycznia zawsze lepsza niż połowa maja! :D
      Może jesteś większą gadułą ode mnie, o co nietrudno, i dlatego się nie trzyma. :P
      Dziękuję i wzajemnie!

      Usuń
    2. Też mi się wydaje, że to przez moje gadulstwo się nie trzyma :P

      Usuń
  5. SŁOMKA!!! <3
    A teraz idę czytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kredek z burżuła nie znam, a czy Ty miałaś okazję wypróbować te takie z Vipery? Kupiłam kiedyś dwie za 2,75 sztuka, bo zbliżały się do końca terminu ważności. Gdyby ta promocja, nigdy bym na nie nawet nie spojrzała, a to bardzo źle bo ojeżuś jakie to trwałe i miękkie i pięknie kolorowe kredki są!

      Usuń
  6. cóż, ja się wstępnie nie polubiłam z Rogue Edition Velvet Matte, ale to tylko pierwsze wrażenia. każdy kolor z posiadanej przeze mnie szóstki nosiłam na ustach przez jeden dzień i szału nie było. nie podobałam się sobie w połowie z nich, do tego na mnie brzydko, nierówno się zjadały po 3-4 godzinach. ale dam im jeszcze się wykazać, choć odkładam to w czasie. bo pierwsze wrażenie zrobiły kiepskie...

    również podniecam się zapowiadanymi nowościami Zoevy, ale też wzdycham do Meet Matt(e) Nude. od dawna mi się podoba :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. och, och, muszę popatrzeć sobie jutro na Twoje paletki. masz pewnie jeszcze w zanadrzzu kilka innych smakołyków, żeby nacieszyć sobie oczy :]

      Usuń
    2. Taka szkoda, zwłaszcza że trochę kasy w te sześć kolorów władowałaś. :(

      Moje Matty czekają, żebyś je pomacała, nie są na wyłączność, taki nas łączy luźny związek. :> Ale obawiam się, że więcej się nie namacasz, bo w zeszłym roku nie kupiłam zbyt wielu cieni. Jeszcze jakieś pojedyncze sztuki mi się trafiły, ale poza tym... hamuję się.

      Usuń
  7. Napisała.
    Nie wierzę.

    Ja również lubię Velvet Matte (rety, kiedy ja ostatnio mogłam się zsolidaryzować z jakąś blogerką, mając kosmetyk, o którym wspomniała w poście? ;D), właśnie za trwałość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No napisałam. Zresztą widzę, że Ciebie też ruszyło.

      Jestem tak pewna tych pomadek, że maluję się nimi nawet na imprezy z jedzeniem (no co? nie tańczyłaś nigdy z porem? albo sałatką śledziową?). I bardzo często kończy się to komentarzem ze strony współimprezujących, który wygląda mniej więcej następująco: "Rany, przecież Ty jadłaś, a dalej masz to na ustach... CO TO JEST?".

      Na co mogę odpowiedzieć tylko jednym: "Szatan nie pomadka".

      Usuń
  8. Jaaaki wstyd... Ze wszystkich Twoich hitow znam tylko jeden: niedawno kupilam pierwsza pomadke Bourjois z tej serii i faktycznie bardzo ja lubie :)

    Wsrod moich hitow znalazlby sie na bank wysuszacz do lakieru Sally Hansen, eyelinery Eveline Celebrities i... niewiele wiecej, bo nie szalalam w tym roku z kolorowka ;)

    A drogie sa te kredki z Sephory?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daj spokój, co to za powód do wstydu...
      Kredka kosztuje normalnie 45 złotych, ale polecam czekać na promocję 2+1 albo -40% przy wymianie starego na nowe.

      Usuń
    2. Nie mam z Sephory absolutnie zadnego kosmetyku, wiec pozostaje mi czatowac na 2+1 ;)

      Usuń
    3. Nie mam z Sephory absolutnie zadnego kosmetyku, wiec pozostaje mi czatowac na 2+1 ;)

      Usuń
    4. W takim razie polecam też takie kredki: http://made-up-world.blogspot.com/2014/01/o-trzech-takich-co-zasuguja-na-piec.html

      Usuń
    5. Poza 2+1 polecam też -40% przy oddaniu starego kosmetyku z tej samej kategorii. Z resztą Słomka w tym podlinkowanym wpisie na takiej właśnie promocji się obkupiła, o ile pamiętam dobrze.

      Usuń
  9. W trakcie czytania zastanawiałam się czy u mnie znalazłoby się coś "odmieniającego życie" ;) I tak szczerze to chyba jednak nie. Z drugiej strony, nie zastanawiałam się jakoś strasznie długo. Kto wie, czy jak sobie dzisiaj pogadamy, to nie odmieni mi się zdanie :P

    OdpowiedzUsuń
  10. U mnie pewnie największym odkryciem były kosmetyki Organique, oraz kolorówka Shiseido czy Clarins:) Hybrydy Semilac też bardzo polubiłam, ale z racji moich alergii nie mogę nosić:/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żadnych hybryd, Bogusiu? A co w nich jest dla Ciebie alergenem?

      Usuń
  11. Zoeva i mnie oczarowała :) jak na razie jedna paletka ale nie zawodzi.

    OdpowiedzUsuń
  12. Fajni ulubieńcy :D A hybrydy też są od niedawna moją miłością :D

    Pozdrawiam i zapraszam do mnie .

    OdpowiedzUsuń
  13. Słom, nie mogę, u Ciebie albo u Jeża zawsze włącza mi się tryb spamowania. Weź mnie ktoś zablokuj na tym blogu (albo zabloguj na bloku, tego).

    OdpowiedzUsuń
  14. Wiem, o czym zawsze chciałam napisać w komentarzu.
    Mam sufit w domu!
    I ściany!
    I chodzę do przodu!

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  15. znam tlyko poamdki z Bourjois ;) ale kurde ta pomadka w kredce jest fenomenalna ;)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...