Całe wieki temu, bo 3 lipca, rozpoczął się Open'er. Otwieracz, ale taki do lata.
Nawiasem mówiąc, wiecie, że pierwszy heniek odbył się w Warszawie w 2002 roku? Na szczęście (ehe) rok później przeniósł się do Gdyni, lecz zanim trafił na lotnisko w Babich Dołach-Kosakowie, przez pewien czas odbywał się na Skwerze Kościuszki (bardzo popularne miejsce w centrum Gdyni). Scena zwrócona była w stronę morza. Co sprytniejsi wypływali z mariny na swoich drogich jachtach, żeby posłuchać muzy za darmo, ale straż skutecznie ich przeganiała.
VIP trybuna. |
Kiedy widzisz z domu (przy kilkukrotnym zbliżeniu) coś takiego...
VIP trybunę też widać. |
... i wiesz, że na tej scenie, ewentualnie w jej pobliżu, grają muzykę, bardzo twoją muzykę, to doprawdy trudno jest nie uronić łzy, gdy jednak zostajesz w czterech ścianach. Żal ściska to i owo, bo dzikie tłumy płyną wartkim strumieniem przez twoje miasto, a ty tymczasem stoisz na brzegu i nijak nie możesz z tej przyjemności zaczerpnąć dla siebie. Przerabiałam taki scenariusz już kilka razy i nigdy nie było fajnie.
Zamek otoczony fosą (wiek XXI). |
Dlaczego heniek jest w moim typie? Oprócz tego, że nasze gusta muzyczne często się pokrywają, jest jeszcze genialna atmosfera, którą henryk wytwarza wokół siebie. I nie mam tu na myśli oparów hipsterstwa, lansu czy trawy, tylko wrażenie, że jest się na ogromnym pikniku na wskroś przepełnionym muzyką (na żywo!) i niczym nieskrępowanym luzem. Możesz walnąć się na kocyk, patrzeć w niebo i spokojnie sączyć przyjemne dźwięki, ale możesz też pocisnąć pod samą scenę i cały koncert pochłonąć jednym haustem. Co wybierzesz?
Można i tak. |
Teren festiwalowy jest ogromny (ok. 75 hektarów). Tak naprawdę dopiero w tym roku dotarło do mnie, jak wielkie odległości pokonujemy, wędrując przez lotnisko. Szaleństwo! Scen jest kilka, ale te najważniejsze to: na jednym końcu - Open'er Stage, czyli scena główna, na której występują headlinerzy; na drugim końcu - Tent Stage, czyli scena pod namiotem, pod którym przeżywam najbardziej. Mniej więcej w połowie drogi pomiędzy nimi znajduje się trzecia scena, w tym roku nazwana Alterklub Stage, gdzie ktoś mnie zawsze mocno zaskakuje. I tak sobie kursujesz z jednego końca na drugi niczym warszawskie metro, a po drodze zaliczasz kilka stałych przystanków - wymiana kasy, piwo, prowiant i toi toi.
Open'er Stage nocą. |
Tent Stage na horyzoncie. Gdybyśmy spojrzeli na lewo, zobaczylibyśmy Alterklub Stage. Za placami mamy scenę główną. |
Niektórzy bardzo narzekają na długie spacery, natomiast ja z ręką na sercu mogę Wam powiedzieć, że wraz ze zbędnym balastem pozbyłam się takiego stękania. Lubię, jak nogi wchodzą mi w tyłek. Uwielbiam rzucać się padnięta na wygodne łóżko. Nie twierdzę, że duże odległości nie mają swojego minusa, bo mają, ale polega on na czymś innym niż na zmęczeniu fizycznym: nie sposób zobaczyć wszystkiego, nie ma szans. Po prostu trzeba się z tym pogodzić i zawczasu zaplanować sobie jakiś gryplan, uwzględniając przerwy na żarcie i sikanie. Trzeba też uzbroić się w cierpliwość, bo wszędzie będą kolejki. Jednak muszę przyznać, że w tym roku byłam pozytywnie zaskoczona dobrym dostępem do toi toi. W strefie gastro natomiast bywało różnie. Ale i na to można znaleźć metodę. Najlepiej udać się na konsumpcję niesmacznej zapieksy dokładnie wtedy, gdy wszyscy siedzą na koncercie, na którym akurat nam nie zależy...
Cały czas mowa o jedzeniu. Przysięgam! |
Tutaj też ;D |
Czy też raczej: co ja wpieprzam? Oto jest dobre pytanie na festiwal. |
Oczywiście festiwal na olbrzymim, otwartym terenie oznacza również dużą zależność od kaprysów pogody. W tym roku obyło się na szczęście bez kąpieli w kałużach, nieatrakcyjnych aromatów i nurkowania w błocku za zgubionymi kaloszami. Za to noce były bardzo zimne, głównie za sprawą wiatru (już wam kiedyś tłumaczyłam, że klimat nad Bałtykiem jest, delikatnie ujmując, specyficzny). Moja kumpela w akcie desperacji ostatniego dnia przyniosła rękawiczki i wełnianą czapę. Tak, W LIPCU! Najgorsze, że to był bardzo dobry pomysł.
Ale to nic. Gdy już po wszystkim rozliczam się ze sobą i z festiwalem, zazwyczaj okazuje się, że lista szeroko rozumianych wad wyjątkowo zbladła, ba! niektóre z tych wad wspominam z rozrzewnieniem i przerzucam cichaczem na stronę plusów. I teraz konia z rzędem temu, kto oszacuje, jak cenne są te słodko-gorzkie wspomnienia, które zyskałam... Albo nie, zostawmy konia i rząd w spokoju (nie wierzę, że to piszę), bo wszyscy i tak doskonale znamy odpowiedź na to pytanie. Bezcenne!
Słońce zachodzi za Kosakowem. |
Postanowiłam, że nie będę pakowała już więcej zdjęć w ten wpis, a ponieważ dzisiaj opowiedziałam Wam o festiwalu bardzo ogólnie, następnym razem skupię się na różnych wydarzeniach i emocjach. Co Wy na to? Nie bądźcie znudzone, proszę! A może coś jeszcze Was interesuje?
Buziaki,
Słomiany Słom
Jakie piękne zdjęcia! :)
OdpowiedzUsuńJa na Openerze jeszcze nigdy nie byłam, nie wydaje mi się, żeby były to do końca moje klimaty. Ale nie ma co, rozumiem zachwyt entuzjastów :)
Szaleńka, pochwaliła moje zdjęcia. Mua :*
UsuńHa, cieszę się, że mnie rozumiesz :D
Jakbym była gdzieś blisko to bym pewnie zahaczyła.. znam heńka z opowieści a teraz doszły jeszcze zdjęcia i szykuje się jeszcze więcej opowieści :)
OdpowiedzUsuńme gusta
czekam na więcej
i chcę grube fryty =]
Tak, tak, mam jeszcze kilka rzeczy do opowiedzenia o tym wydarzeniu, więc cieszy mnie, że się cieszysz.
UsuńPrzykro mi ja nie mam grubej fryty :(
ja się wzruszyłam i próbuję sobie wyciągnąć rzęsę z oka. spałam dzisiaj długo długo i teraz muszę pospiesznie żyć.
OdpowiedzUsuńprzytulam się\
szaleńki totalne
Co ja Cię tak wzruszam ostatnio?
UsuńTak blisko masz? Boże! Byłabym co roku! :)
OdpowiedzUsuńJa byłam tylko w sobotę, ale i tak festiwal wywarł na mnie ogromnie pozytywne wrażenie! Jeśli w przyszłym roku podpasuje mi line up to koniecznie chcę jechać na całość! :)
Jest blisko, ale nie najbliżej. Trochę trzeba iść.
UsuńKoniecznie przyjedź i zarezerwuj czas dla mnie, proszę :)
Wtedy to już na pewno! :)
UsuńNigdy nie byłam bo zawsze wychodziły różne inne plany. Najbardziej żałowałam nie-zobaczenia Coldplay, rok, czy to już dwa lata temu?
OdpowiedzUsuńJa nie mogę odżałować Yeasayera z zeszłego roku, ech, więc rozumiem. Spróbuj dać heńkowi szansę kiedyś.
UsuńWpadłabym na Grubą Frytę ;) (Wyjątkowo spodobała mi się ta nazwa.)
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, że nie byłam jeszcze na Heńku, choć mam go pod nosem - shame... Ale jedno, co mnie w nim wkurza, to te okropne korki! :P Kiedyś i ja sama się wybiorę, wtedy - jestem przekonana - "korki" mi przejdą ;)
O kurczaczki, a z której strony masz go pod nosem? :)))
UsuńZdecydowanie Ci przejdą :D
Mam nadzieję, że nie rozgrzałam zbytnio atmosfery, bo teraz będę ją musiała ostudzić ;) - Mieszkam tuż za znakiem Gdynia, jednak często używam skrótu myślowego, określając miejsce zamieszkania jako Gdynia właśnie ;)
UsuńEchu, i teraz się zastanawiam, za którym znakiem :D
Usuńpowiem Ci, że czytało się genialnie i czekam na więcej :*
OdpowiedzUsuńsama na heńku nigdy nie byłam, nie złożyło się :/
Super, bardzo się cieszę.
UsuńKto wie, może jeszcze kiedyś kiedyś zbłądzisz. Nigdy nie wiadomo.
Super, czekam na dalszy ciąg (:
OdpowiedzUsuńNa pewno nastąpi wkrótce, bo zdjęcia już mam, czyli 3/4 roboty za mną ;D
Usuńbyłam raz i te km i pęd od sceny do sceny to chyba nie dla mnie, ale relację czytam z zapartym tchem i nutką zazdrości, że taka impreza pod nosem, a człowiek jest po prostu leniwy!
OdpowiedzUsuńwspomnień nikt Ci nie zabierze i to jest najfajniejsze!
ja mimo złamanej stopy cieszę się, że wytańczyłam się na tej imprezie na której to się stało:P
Zdecydowanie nie jest to miejsce dla kogoś, kto lubi bardziej statyczne formy rozrywki. Ja bardzo lubię dylać po tym polu, ale ja po prostu bardzo lubię rozległe przestrzenie, i to może dlatego tak dobrze mi się tam dyla.
UsuńHeh, wcale a wcale mnie to nie dziwi, że się cieszysz ;D
A pakuj tyle zdjęć ile masz ochotę bo są świetne! Zwłaszcza ostatnie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, napakuję!
UsuńNa drugim od góry zdjęciu zarejestrowało się zjawisko paranormalne: wydaje mi się, że chyba widać muzykę :O
OdpowiedzUsuńAha, konia można zostawić, rząd - obalić.
UsuńPrzepraszam, to wszystko przez te linie wysokiego napięcia czy tam inne kable, nie mogłam się oprzeć skojarzeniu :P
UsuńObalić to ja bym wolała jeszcze co innego, a konia... no, lepiej zostawmy w spokoju ;P
Połknęłam tego posta w jednym kawałku. Omnomnom :)
OdpowiedzUsuńFajnie tak poczytać o czymś o czym nie mam pojęcia - nigdy mnie nie ciągnęło na takie imprezy, ale lubię być zorientowana co i jak. Zdjęcia bardzo klimatyczne :)
Na zdrowie! :D (dziękuję za tak miłe mi komplementy).
UsuńSuper sprawa, lubię takie imprezy. W ogóle przebywanie w takim skupisku ludzi jest niesamowite.
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia i dopowiedziana historia, dlatego czekam na więcej :) Mogłaś dać więcej zdjęć! Stanowczo się buntuję w tym momencie, czuję niedosyt :P
Bardzo dobrze, lepszy niedosyt niż przesyt :) Mam ich jeszcze trochę w zanadrzu, ale nie miałam siły rozwlekać tego posta, a już bardzo chciałam coś wrzucić na bloga, bo dawno mnie nie było.
UsuńTeraz pracuję nad recenzją Sparkle :)
Dobrze, że JUŻ jesteś :*
UsuńSpokojnie, poczekam :) Wiem, że z Tobą to zupełnie inna bajka :)))
Dziękuję za wyrozumiałość, ale jestem takim samym uczestnikiem jak każdy inny, więc chcę się wywiązać w terminie i wywiążę się :)
UsuńNo faktycznie, niby koncerty pod nosem, ale nie jest się ich uczestnikiem. Przynajmniej nie trzeba liczyć na kamerową rejestrację wydarzenia, ale być z nimi na żywo. Tak, atmosfera festiwali jest przyciągająca.
OdpowiedzUsuń