Zafundowałam sobie dość intensywny tydzień. Głównie pod względem fizycznym, bo umysłowo było w normie. Dojeżdżałam do pracy na rowerze (jakieś 14 km w jedną stronę), a co drugi dzień wyciskałam siódme poty na wuefie przy trzydziestostopniowych upałach. Wieczorem zasypiałam na siedząco. Przyszedł weekend i oklapłam. Słońce odpuściło, świat ucichł. Nagle zrobiło mi się niewyobrażalnie pusto. Z tęsknoty zaczęłam przeglądać zdjęcia i wspomnienia. Tak jest: czas na drugi wpis o tegorocznym heńku!
(Pierwsza część tutaj).
VIP trybuna nocą. |
Mówiłam Wam, że to był spontan. Dzień przed rozpoczęciem, a właściwie w nocy, podjęliśmy decyzję, że wpadniemy na jeden dzień. Po dłuższym namyśle wybraliśmy pierwszy. Kładłam się spać lekko podekscytowana. W autobusie wymieniłam kilka esemesów ze znajomymi. W kupie raźniej. Po czym coś mnie tknęło. Wybrałam kolejny numer. Poczekaj, posłuchaj, a może...
Nie musiałam długo namawiać. |
Po pracy szybko wymieniliśmy świeżo kupione bilety na opaski i pojechaliśmy do domu przygotować się do długiego spaceru. Pamiętam, że było gorąco. Pierwszy dzień był właściwie najcieplejszy, ale nauczeni doświadczeniem zabraliśmy ze sobą grubsze ciuchy, które w nocy bardzo się przydały. Doczłapaliśmy się na Babie Doły, a potem na sam koniec terenu festiwalowego (początek, jeżeli patrzeć od strony Kosakowa), gdzie czekał już na nas Dawid Podsiadło.
Skubany, paczy się! |
To był delikatny koncert, odrobinę marzycielski. Taka lemoniada w upalne lipcowe popołudnie. Nie powiem, całkiem miło, ale po wszystkim poszliśmy na piwo, już w powiększonym składzie. Festiwal rozpoczął się na dobre.
Petarda
Gdy zapytacie mnie o najlepszy koncert Open'era 2013, to bez chwili zawahania odpowiem: Alt-J (∆). W gazetach i na portalach internetowych redaktorzyny mogły sobie wzdychać do Nicka Cave'a i rozpływać nad Damonem Albarnem z Blur (woohoo), ale ja swój muzyczny orgazm przeżyłam pod namiotem z chłopakami, którzy wydali na razie tylko jeden krążek. Za to jaki zajebisty! Po dziś dzień mam ciary, gdy słucham.
Something Good leci. |
Petardą była też Skin ze Skunk Anansie, ale Skin ma na drugie Petarda, więc w sumie żadne zaskoczenie. W błyszczącym wdzianku wskoczyła na scenę i momentalnie rozgrzała publiczność do czerwoności.
Skin Petarda. |
Na tym koncercie byłam blisko, więc kiedy wbiła się tłum, a potem dała nosić się na rękach, macnęłam jej sprężyste udo. Fajny koncert, tym razem zamiast lemoniady mieliśmy energy drinka.
Petarda w tłumie. |
Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie także czwartkowy koncert Crystal Fighters, na który trafiliśmy przypadkiem, po drodze na Kings of Leon. Pod Alterklub Stage zgromadziło się wówczas naprawdę dużo festiwalowiczów. Miałam wrażenie, że wszyscy tańczą, a przynajmniej podrygują. Przy muzyce zakręconych Hiszpanów po prostu nie dało się ustać! Za to właśnie lubię heńka: uczy mnie nowych dźwięków.
Nie mam Crystal Fighters, to wklejam Blur. |
Jeżeli chodzi o polskie gwiazdy - zdecydowanie Hey. Delikatnie rzecz ujmując, nigdy nie przepadałam za Nosowską i jej bandem. Dopiero dwie ostatnie płyty trochę mnie zainteresowały. Ale czemu, do licha ciężkiego, nikt mi nigdy nie wytłumaczył, że Kaśka na żywo brzmi sto razy lepiej niż na nagraniach? Ja nie wiem, o co chodzi, ale zarówno jej głos, jak i sama muzyka brzmią w radiu nieznośnie płasko. Na żywo poczułam się oczarowana. W dodatku na scenie pojawiła się Brodka. Nosowska tłumaczyła, że to był spontan, że dopiero wczoraj się spotkały podczas jednego z festiwalowych koncertów i wpadły na pomysł wspólnej piosenki. Czy naprawdę? Nie wiadomo. Ale to na pewno nie był ich pierwszy raz, bo już na ubiegłorocznym Męskim Graniu próbowały takiej kombinacji.
Oł, heloł, szczerzę się do Was spod sceny głównej. |
Niespodziewanie dobrze bawiłam się ponadto na koncercie Kalibra. Ogólnie raczej nie moja bajka, ale miło było cofnąć się w przeszłość przy niektórych tekstach, bo przecież nie sposób tego nie znać. Śmialiśmy się, że chłopaki odchowali dzieci, to teraz wracają na scenę. W sumie bardzo się nie pomyliliśmy...
Beyonce i inne rozczarowania
Nietrudno zgadnąć. Chyba już wszyscy powiesili psy na Rihannie, która była dodatkiem do tegorocznego Open'era, dość jednak ekskluzywnym skoro bilety podrożały przez nią o stówę w stosunku do ubiegłego roku. Nie będę ukrywać, że noszę kilka jej kawałków na moim wysłużonym płodzie. Nigdy nic do niej nie miałam, a taneczny beat przydaje się czasem do rozbudzenia i szybszego marszu. Niestety, skończyło się rumakowanie. Teraz kiedy szufel podrzuca mi Rihannę, szybko ją przełączam. Niechęć w sobie odczuwam. Panna, która spóźnia się na koncert ponad godzinę, a potem połowę każdej piosenki śpiewa z playbacku, nie zasługuje na mój czas. Może nie byłabym zawiedziona, gdybym nie miała za sobą całych czterech dni heńka. Rozpieszczona solidnym graniem i punktualnością wykonawców zbuntowałam się wewnętrznie przeciwko "wielkiej gwieździe". Więcej emocji wzbudziła we mnie solówka gitarzysty niż pseudotaneczne popisy z obmacywaniem krocza na czele. I mam wrażenie, że publiczność podzieliła się na dwa obozy: zajarane golden circle pod sceną oraz zdegustowani festiwalowicze na tyłach. Nie podobało się gwizdanie i buczenie? Trzeba było nam sprzedać tańsze bilety i nie wpuszczać na koncert. O!
Z kolei na Kings of Leon odrobinę zawiodło nagłośnienie. W pewnym momencie lepiej słyszałam laski gadające za moimi plecami o chińskich zupkach niż muzykę ze sceny. Na szczęście szybko zakumaliśmy, że coś jest nie tak i przenieśliśmy się w inne miejsce, gdzie wszystko brzmiało już bardzo dobrze, jak na pozostałych koncertach.
Rozczarował mnie także Steve Reich & Ensemble Modern na zakończenie festiwalu. Ale nie chodzi o sam występ, bardziej o program. Kurde, zwieńczając taką imprezę, trzeba walnąć kolejną petardę, wystrzelić tysiącem fajerwerków. Na co liczyli organizatorzy zapodając dość monotonną muzykę z subtelnymi zmianami? Chcieli się nas szybciej pozbyć czy jak? Fakt, pod sceną bardzo się przerzedziło... Przykre. To nie był po prostu czas i miejsce dla tego występu, skądinąd na pewno dobrego.
Mieszane uczucia mam też w stosunku do koncertu Noviki. Muzyka spoko, ale Kaśka mogłaby poprzestać na śpiewaniu i nie odzywać się do publiczności. Niemniej jednak było zajebiście, ale głównie dlatego, że czwarty dzień, więc zmęczeni pierdzielnęliśmy się na kocyk i pod błękitnym niebem chilloutowaliśmy przy aksamitnym plumkaniu.
Where the fuck is Beyonce? |
Z kolei na Kings of Leon odrobinę zawiodło nagłośnienie. W pewnym momencie lepiej słyszałam laski gadające za moimi plecami o chińskich zupkach niż muzykę ze sceny. Na szczęście szybko zakumaliśmy, że coś jest nie tak i przenieśliśmy się w inne miejsce, gdzie wszystko brzmiało już bardzo dobrze, jak na pozostałych koncertach.
Rozczarował mnie także Steve Reich & Ensemble Modern na zakończenie festiwalu. Ale nie chodzi o sam występ, bardziej o program. Kurde, zwieńczając taką imprezę, trzeba walnąć kolejną petardę, wystrzelić tysiącem fajerwerków. Na co liczyli organizatorzy zapodając dość monotonną muzykę z subtelnymi zmianami? Chcieli się nas szybciej pozbyć czy jak? Fakt, pod sceną bardzo się przerzedziło... Przykre. To nie był po prostu czas i miejsce dla tego występu, skądinąd na pewno dobrego.
Przed Greenwoodem. |
Mieszane uczucia mam też w stosunku do koncertu Noviki. Muzyka spoko, ale Kaśka mogłaby poprzestać na śpiewaniu i nie odzywać się do publiczności. Niemniej jednak było zajebiście, ale głównie dlatego, że czwarty dzień, więc zmęczeni pierdzielnęliśmy się na kocyk i pod błękitnym niebem chilloutowaliśmy przy aksamitnym plumkaniu.
Nie tym razem, cwaniaku. |
Coś jeszcze
Bo heniek to nie tylko muzyka, ale też teatr, moda, sztuka, ngo, diabelski młyn - zupełnie jakby muzyka nie wystarczyła, a uwierzcie mi, wystarcza aż nadto. W tym roku na przykład premiera "Kabaratu Warszawskiego" w reżyserii Warlikowskiego z Cielecką, Ostaszewską, Chyrą, Poniedziałkiem i "młodym" Stuhrem. Nie załapałam się, ale też jakoś specjalnie o to nie zabiegałam. Trzeba było.
Futro w modzie? Chyba sztuczne. |
Duże zainteresowanie budził samolot sklecony z kaszlaków i pomalowany na biało, na którym można było zostawiać autografy, złote myśli i podobizny penisa. Bardzo to sprytne. Autobus - samolot - lotnisko - ikarus - latanie. Zresztą co ja się będę produkować, zobaczcie filmik poniżej i moje ulubione pytanie: Gdzie ja jestem?
O reszcie niech powiedzą zdjęcia. Mam nadzieję, że tym razem wystarczy.
Jest pole... |
Dzień drugi. Zapowiadało się groźnie. Na szczęście tylko przez chwilę. |
Z kołem ratunkowym. |
To po walce. |
Przestrzeń. |
Bliskość. |
Czary mary. |
Szkoda. Szkoda, że tak szybko się skończyło, bo tego, że zrobiliśmy dobrze jestem w stu procentach pewna. Trzeba oszczędzać, ale na rzeczach. We wspomnienia lepiej inwestować. Poza tym jakoś niewyobrażalnie ciepło zrobiło mi się na sercu, gdy usłyszałam: Tak się cieszę, że mnie namówiłaś. I nie, to nie był upał.
Fin. |
Ah jak klimatycznie..
OdpowiedzUsuńDzięki za relację :* i zdjęcia :)
pięknaś na tle :)
moja Bliskość też ma bródkę :D
ściskam i buziakuję :*
Ależ proszę bardzo! I dziękuję za komplementa.
UsuńBuziaki drapaki, if you know what I mean :D
Tak się cieszę, że zapodałaś fotki i że dobrze było :*
OdpowiedzUsuńJa też się bardzo cieszę. :D
UsuńMega :) Od razu widać i czuć że klimat był zajebisty. O Rihannie się nie wypowiem, bo wiesz, że tej laski nie trawię ;) Grunt że cała reszta była dobra! :D
OdpowiedzUsuńKlimat zajebisty, tylko dupa zmarzła w nocy ;D Mam nadzieję, że Rihannie również.
UsuńHahahah, high five! :D
Usuńuwielbiam czytać Twoje relacje :*
OdpowiedzUsuńjeśli idzie o pannę Rihannę, widziałam jej występ na żywo w tv. jak zajęczała to swoje "shine right like a diamond", a fałszowała niepomiernie, naprawdę zaczęłam się zastanawiać, co się stało z talentem w światku muzycznym
Super, jest sens, żeby je pisać :D
UsuńWiesz, tu się zdziwiłam, bo kiedy już raczyła zaśpiewać, to wychodziło jej całkiem całkiem. Słyszałam dużo gorsze rzeczy. Może to kwestia nagrania (ewentualnie transmisji), bo to jednak sztuka nagrać dobry dźwięk. Ja też zrobiłam kilka filmików, a wszyscy brzmią na nich jakby zawodzili gorzej niż zawodowe płaczki.
ja się znowu popłakałam jejku co się dzieje.
OdpowiedzUsuńtęsknię za Wami aaaaaaargh masakra! dzięki za relację, trochę się czuję jakbym była nie tylko na rijanie. cmok cmok :*
Cebulę dorzucam między wierszami czy jak? Wybacz.
UsuńJa też tęsknię. Na szczęście już wkrótce się spotkamy w połowie drogi, chociaż co prawda w trochę wybrakowanym składzie, ale zawsze.
:*
takich wspomnień pozazdrościć:) warto inwestować, a ten samolot ciekawy:)
OdpowiedzUsuńgdzies, nie pamietam gdzie, wkopano w doły samochody i tez kazdy je sobie chodzil i malowal pisal:P tak mi się przypomniało
UsuńNo właśnie. Jak to mówią, lepiej żałować, że się coś zrobiło, niż żałować, że się nie zrobiło. :)
UsuńCiekawa jestem w sumie, co zrobili z tym ikarusowym samolotem. Muszę poszukać.
Miło było pochłonąć kolejną część, aż zachciało mi się być tam za rok. Piękna Słomka! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, Kasiu. Cieszę się, że zainteresowałam Cię czymś, co może nie do końca jest Twoją bajką :)
UsuńSłomka! Słomka! Ale Ty robisz zdjęcia!
OdpowiedzUsuńDzięki, chociaż bez tych wszystkich "efektów" wcale nie są takie ekscytujące. ;P
UsuńPięknie wyglądałaś pod sceną. :) Fajna relacja, można poczuć klimat... Nigdy nie byłam na żadnym heńku i jakoś czuję, że to nie moje klimaty, ale Twoje relacje sprawiają, że prawie tego żałuję. ;)
OdpowiedzUsuńTak, tak, pod sceną jeszcze ujdzie, na scenę to już bym się nie nadawała ;) Dziękuję. Wiadomo, że nie dla każdego taka impreza, ale zawsze bardzo mnie cieszy, gdy potrafię zainteresować nawet tych niezainteresowanych.
UsuńMiłego dnia! :*
świetne zdjęcia
OdpowiedzUsuńNa tym feście mnie nie było, wolę u naszych zachodnich sąsiadów i tam ich często i licznie odwiedzamy. Bo z tym tutaj to ma problem, że owszem znajda się tu nieliczne wisienki jak: Crystal Castles, Bjork, Massive Attack, Faith No More czy Róisín Murphy (które nota bene widziałam przy okazji innych imprez) ale reszta to jakoś mi często nie lezy. Zresztą szybka analiza wykazuje, że tendencja jest by wkładać na scenę wciąż tych samych, mamy więc nagminnie Fisz Emade, Nosowską, Peszek (lubię!) i Novikę ;)
Dzięki, do Twoich to im jeszcze dużo brakuje, ale komplement na wagę złota.
UsuńJakoś nie mogę się przemóc, by jechać gdzieś dalej. Może kiedyś, o ile nie zdziadzieję za szybko. Tu mam o tyle dobrze, że wszystko pod domem i odchodzą koszty transportu/noclegu. Muzycznie moje klimaty, więc tym bardziej czuję się skuszona, zawsze też odkrywam coś, czego wcześniej nie znałam, a okazuje się bardzo moje. Masz rację co do polskich wykonawców - wracają niczym bumerangi. Może po prostu nie ma kogo zapraszać?
tja, Gosię Andrzejewicz, Marinę i Farną ;D
UsuńDon't. Just don't.
UsuńTe koncertowe relacje sprawiają, że coraz bardziej mam ochotę zaplanować kolejny urlop pod kątem festiwalowym :) Zanim totalnie zdziadzieję (zbabieję?) a mój umysł opanuje moher.
OdpowiedzUsuńAle ostrzegam: po takim wypoczynku potrzebny jeszcze jeden urlop ;)
Usuńawww uwielbiam czytac takie relacje pokoncertowe/pofestiwalowe:)
OdpowiedzUsuńRihanny nie lubiłam a po tym co zrobiła totalnie jej nie znoszę agrrrh!
ślicznie wyglądasz na 8 zdjęciu :)
a co do wydawania pieniędzy na koncerty jestem tego samego zdania i wczoraj mówiłam o tym mojej mamie, która uważa, że wydawanie pieniędzy , żeby przez chwilę się popatrzec na jakąś tam gwiazdę to bzdura.We wspomnienia trzeba inwestowac i spełniac swoje małe marzenia też o!
Mamę trzeba reformować ;)
UsuńDziękuję pięknie. Mam nadzieję, że jeszcze pójdę na jakiś festiwal i napiszę kolejną relację :>
100 razy tak dla "We wspomnienia lepiej inwestować."
OdpowiedzUsuńNic dodać, nic ująć. Mamy identyczne podejście, TO daje niesamowitego kopa. Nie sposób opisać pewne emocje i chyba nawet nie ma takiej potrzeby.
Świetna relacja, pięknie opowiedziana i oprawiona boskimi zdjęciami. Podobało mi się, że mogłam popatrzeć Twoimi oczami :) poczuć chociaż namiastkę tamtego klimatu.
Cieszę się bardzo, że jeszcze ktoś chciał moimi oczami na to spojrzeć :)
UsuńWspomnienia, tak tak. Ja żałuję że nie ogarnęłam się wcześniej z biletem na Rogera Watersa. Gra we wtorek, próbuję załatwić sobie wolontariat na narodowym, ale jak pogodzę to z pracą - nie wiem. Smuteczek, bo Floydów wielbię jak mało co.
OdpowiedzUsuńNa Heńku nigdy nie byłam, jednak fajnie się czytało. Ani jednej dziewczyny w bluzie/sukience MISBHV na zdjęciu, to Ci się udało ;) W relacjach znajomych nie brakowało tego elementu.
A, i zapomniałam dopisać - paznokcie masz piękne i rewelacyjnie komponują się z opaską <3
UsuńRajusiu, aż musiałam zguglować hasło, bo nawet nie wiedziałam, o jakie bluzki chodzi. Może gdybym wiedziała, to bym sfotografowała ;)
UsuńPeszek, kurde, z tym koncertem, przykro mi. Może jeszcze następnym razem się uda, on coś lubi przyjeżdżać do Polszy.
Dziękuję i rumienię się tak bardzo, że już jestem czerwona jak te paznokcie ;)
Dlatego trzymam kciuki, żeby Roger pożył jeszcze kilka lat, w ogóle żeby ci co zostali żyli długo. Ciężko jest mieć dinozaurów za idoli :(
UsuńPodobno latało dużo tych takich 'team *wieża ajfla* paris' :D
25 year old Associate Professor Werner Mapston, hailing from Pine Falls enjoys watching movies like Yumurta (Egg) and Flying. Took a trip to Timbuktu and drives a Ferrari 250 GT LWB Tour de France. kliknij w link teraz
OdpowiedzUsuń