Od początku
Styczeń zaczął się nadspodziewanie dobrze. Może dlatego, że sylwestra spędziłam grzecznie w domu, pracując nad ciążą spożywczą i marząc o lepszym jutrze. Następnego dnia obudziłam się wcześnie i z radością stwierdziłam brak kaca. Rześkość umysłu. To taka miła odmiana. W przypływie euforii poczułam, że marzenia mogą się ziścić i zabrałam się ochoczo za reorganizowanie przestrzeni. Wyeliminowałam krocie niepotrzebnych, workowatych ciuchów, kilka znoszonych torebek, tylko kilka, bo nigdy nie miałam ich zbyt wiele, oraz jakąś jedną setną stosu makulatury. Wyszorowałam puste opakowania po kosmetykach. Wyprałam pędzle. Zacerowałam naderwane barchany, które bynajmniej nie ucierpiały podczas aktów seksualnych, ale najzwyczajniej w świecie znosiły się od wwiercania tyłka w fotel obrotowy. Bardzo powoli, choć może trochę szybciej, zbliża się przeprowadzka - czas ogarnąć życiowy śmietnik i zabrać ze sobą tylko to, co najlepsze.
Zużywam...
W styczniu zużyłam wiele pielęgnacji. Nie czuję się piękniejsza, z rzadka zdarzają mi się takie radosne przebłyski, ale przynajmniej jestem coraz bliższa wersji tylko jeden w zapasie, która na pewno uspokoi mój mózg i wyczyści sumienie, abym z większym zapałem mogła brudzić je kolorówką. Cóż, przynajmniej będzie to plama w kolorach tęczy. Jeśli za bardzo nie namieszam, rzecz jasna.
W styczniu zużyłam wiele pielęgnacji. Nie czuję się piękniejsza, z rzadka zdarzają mi się takie radosne przebłyski, ale przynajmniej jestem coraz bliższa wersji tylko jeden w zapasie, która na pewno uspokoi mój mózg i wyczyści sumienie, abym z większym zapałem mogła brudzić je kolorówką. Cóż, przynajmniej będzie to plama w kolorach tęczy. Jeśli za bardzo nie namieszam, rzecz jasna.
Nie kupowałam zbędnych kosmetyków. Nie szalałam na wyprzedażach.
Jaki tu spokój, równowaga.
Jaki tu spokój, równowaga.
Kurde, nie pamiętam źródła, ale jakiś śmieszny profil na fejsie, którego sama nie lajkuję. |
Tym razem nie będzie to żaden wosk ani świeczka zapachowa. Niekwestionowanym zwycięzcą w tej kategorii jest... olejek z drzewa herbacianego. Nie dość, że pięknie pachnie, to jeszcze działa bakteriobójczo.
Słowo pisane
Źródło |
Spowiedź zaczynam od Cienia wiatru Carlosa Ruiza Zafóna. Znany tytuł, o którym powiedziano już wiele dobrego i złego. Krytyka, nawet jeśli nieprzesadzona, trochę mnie boli, bo w pewnej chwili zachłysnęłam się tą książką, i to bardzo. Nawet teraz, nabrawszy dystansu, nazwałabym ją powieścią przez duże "p". Co mogę powiedzieć? Na początku bez przerwy się śmiałam, zaskoczona dosadnym humorem, a potem już tylko płakałam... Nic na to nie poradzę. Im dłużej czekam, tym większa klucha się ze mnie robi. Wiotczeję z nadzieją, że zanim upadnę, Ktoś zdąży mnie złapać.
Ulubiona postać? Fermin Romero de Torres oczywiście. Facet, który na wszystko znajdzie sposób. Człowiek zagadka. Wujek cięta riposta.
(...) A pan co lubi w kobietach?
- Tak naprawdę to niewiele wiem o kobietach.
- Wiedzieć to nikt nie wie, ani Freud, ani one same, ale to jest jak elektryczność, nie trzeba wiedzieć, jak działa, żeby cię kopnęło.
***
Źródło |
Zanim zabrałam się za Cień, skończyłam książkę, którą tuż po Bożym Narodzeniu pożyczyła mi Simply (Kinga pisała o niej tutaj). Dead Silent Neila White'a okazało się dobrym kryminałem o słodko-gorzkim posmaku. Uważam, że oprócz zmyślnie skonstruowanej intrygi, mocną stroną tej pozycji są dialogi. Zdążyłam się również zorientować, że książka należy do pięcioczęściowej serii, którą spaja w całość dwoje głównych bohaterów. Z chęcią zajrzałabym do jeszcze jednej.
Obraz ruchomy
Święto lasu! Cztery filmy! No, no Słomkens, do maja masz bana na oglądanie.
Jeden z nich najchętniej pominęłabym milczeniem, bo był niemożebnie głupi. Zdarza mi się oglądać idiotyczne filmy, zazwyczaj dla towarzystwa i odmóżdżenia, kij mnie obchodzi, czy to przystoi, ale Spadaj, tato! (That's My Boy) znalazło się poniżej wszelkiego poziomu krytyki i będąc na dnie, wyciągnęło szpadel, żeby wykopać sobie jeszcze głębszy dół. "Film" to zbyt eleganckie słowo dla tej szmiry. Dosłownie: spadaj, szmiro!
Idźmy dalej, w coś ciut lepszego, ale nadal spaczonego i niskich lotów. Ale czego można oczekiwać po filmie z Willem Ferellem i Zakiem Galifaniakisem? Wyborczych jaj? (The Campaign). Nie, co najwyżej podśmierdujących zbuków. Kilka razy prychnęłam, resztę zapiłam whisky. Za rok nie będę pamiętała, że oglądałam.
Mamy tendencję zwyżkową, więc teraz czas na Taken 2. Broniłam się ręcami i nogami, bo ileż można wałkować ten sam temat, ale Liam what-I-do-have-are-a-very-particular-set-of-skills Neeson, nie chciał dać za wygraną. Przyszedł i zrobił co do niego należy. Myślałam, że zjem odgrzewanego kotleta, no i zjadłam, ale obyło się bez niesmaku. Dobry obraz na jeden z tych momentów, gdy nie jesteśmy w nastroju na strzelanie fejspalmów co pięć minut, ale też nie mamy ochoty rozkminiać, jak żyć.
Na koniec zostawiłam najlepsze. Łowcy głów (Hodejegerne) to norweski film z 2011 roku nakręcony na podstawie powieści Jo Nesbø o takim samym tytule. Gdybym wiedziała wcześniej, sięgnęłabym najpierw po słowo pisane, ale wzięto mnie z zaskoczenia i już nie było odwrotu. Bardzo dobrze. Skandynawskie filmy, a obejrzałam ich w życiu kilka, zawsze uderzały mnie swoją bezpośredniością, klarownością spojrzenia, brakiem wodotrysków. Może wcale tak nie jest, może po prostu przez złudny splot skojarzeń ubzdurałam sobie, że tamtejsze mroźne i ostre powietrze przekłada się na wyrazistość obrazu. Nie wiem, mniejsza o to. Film polecam, dzieje się dużo, jest napięcie, zwroty akcji i objawienie. A wszystkim fankom zekranizowanej Gry o tron podpowiadam, że... Nikolai Coster-Waldau.
Muzyka
W pierwszej połowie miesiąca dalej wałkowałam ostatnią płytę Yeasayera. Potem zagrała cisza. Owszem, pojawiło się kilka kawałków, które głośniej do mnie przemówiły, ale nic nie rzuciło na kolana. Ja też niespecjalnie szukałam.
Tyle ze stycznia. W lutym cierpię i piję piwo. Niestety takie, co je sama nawarzyłam.
Jeden z nich najchętniej pominęłabym milczeniem, bo był niemożebnie głupi. Zdarza mi się oglądać idiotyczne filmy, zazwyczaj dla towarzystwa i odmóżdżenia, kij mnie obchodzi, czy to przystoi, ale Spadaj, tato! (That's My Boy) znalazło się poniżej wszelkiego poziomu krytyki i będąc na dnie, wyciągnęło szpadel, żeby wykopać sobie jeszcze głębszy dół. "Film" to zbyt eleganckie słowo dla tej szmiry. Dosłownie: spadaj, szmiro!
Idźmy dalej, w coś ciut lepszego, ale nadal spaczonego i niskich lotów. Ale czego można oczekiwać po filmie z Willem Ferellem i Zakiem Galifaniakisem? Wyborczych jaj? (The Campaign). Nie, co najwyżej podśmierdujących zbuków. Kilka razy prychnęłam, resztę zapiłam whisky. Za rok nie będę pamiętała, że oglądałam.
Mamy tendencję zwyżkową, więc teraz czas na Taken 2. Broniłam się ręcami i nogami, bo ileż można wałkować ten sam temat, ale Liam what-I-do-have-are-a-very-particular-set-of-skills Neeson, nie chciał dać za wygraną. Przyszedł i zrobił co do niego należy. Myślałam, że zjem odgrzewanego kotleta, no i zjadłam, ale obyło się bez niesmaku. Dobry obraz na jeden z tych momentów, gdy nie jesteśmy w nastroju na strzelanie fejspalmów co pięć minut, ale też nie mamy ochoty rozkminiać, jak żyć.
Na koniec zostawiłam najlepsze. Łowcy głów (Hodejegerne) to norweski film z 2011 roku nakręcony na podstawie powieści Jo Nesbø o takim samym tytule. Gdybym wiedziała wcześniej, sięgnęłabym najpierw po słowo pisane, ale wzięto mnie z zaskoczenia i już nie było odwrotu. Bardzo dobrze. Skandynawskie filmy, a obejrzałam ich w życiu kilka, zawsze uderzały mnie swoją bezpośredniością, klarownością spojrzenia, brakiem wodotrysków. Może wcale tak nie jest, może po prostu przez złudny splot skojarzeń ubzdurałam sobie, że tamtejsze mroźne i ostre powietrze przekłada się na wyrazistość obrazu. Nie wiem, mniejsza o to. Film polecam, dzieje się dużo, jest napięcie, zwroty akcji i objawienie. A wszystkim fankom zekranizowanej Gry o tron podpowiadam, że... Nikolai Coster-Waldau.
Muzyka
W pierwszej połowie miesiąca dalej wałkowałam ostatnią płytę Yeasayera. Potem zagrała cisza. Owszem, pojawiło się kilka kawałków, które głośniej do mnie przemówiły, ale nic nie rzuciło na kolana. Ja też niespecjalnie szukałam.
Tyle ze stycznia. W lutym cierpię i piję piwo. Niestety takie, co je sama nawarzyłam.
Hmm... |
piesza pielgrzymka
OdpowiedzUsuńprzerażasz mnie dziewczynko :P
To były czasy! ;_;
Usuńoj były... do tej pory na zmianę pogody bolą mnie wszystkie stawy w nogach :/
Usuńteraz do często możesz tzn musisz przyjechać!
UsuńRobię wszystko, żeby tak wyszło.
UsuńGdzieś widziałam ten obrazek z promocją, ale też nie pamiętam, gdzie.
OdpowiedzUsuń...a miałaś taki kapelusik pielgrzymkowy? :D
Miałam różne atrybuty pielgrzymkowicza, włączając w to palestyńskie cichobiegi. :D
UsuńTen obuwniczy obrazek był już w tylu miejscach, że nie wiem jakie jest źródło :D
OdpowiedzUsuńMoje ulubione.
UsuńŹródło: internet.
Ja korzystam tylko z jednego. Nie starczyło na drugi.
UsuńMoże powinnam sprzedać lakiery.
Łowców Głów sama chętnie bym obejrzała. Przymierzam się do książek :)
OdpowiedzUsuńDo książek ja również. Film w pytkę.
UsuńBosz przeczytałam Łowcy Gejów:D
OdpowiedzUsuńWracam do ciebie raz po raz ale dla takich kwiatków to cie muszę zaobserwować:D
Dla gejów znaczy? :>
UsuńTeż wyrzucałam! Dwie reklamówki ciuchów i pomniejsze fanty. Lżej od razu, także na duszy.
OdpowiedzUsuńCo Ty tam nawarzyłaś, Słomczyńska? Mój mail przyjmie wszystko (:
To jest bardzo dobra rzecz. Ale mogę to robić tylko wtedy, kiedy mam momenty olśnienia (czyt. nie jestem sentymentalna).
UsuńZaniedbałam pewne obowiązki i teraz muszę nadrabiać. Czacha dymi.
Chucham na czachę w takim razie, a w pogotowiu mam kubeł z wodą. Na wszelki wypadek.
UsuńChluśniem, bo uśniem :D
UsuńEhe.
UsuńA na lubimyczytac to ja Cię molestuję jako Itrilien.
A, dobrze wiedzieć :D
UsuńZaskoczyłaś mnie. Nie sądziłam, że działa uspokajająco. :)
OdpowiedzUsuńBuź :*
Bajzel zrobiłam nieziemski, ale gdy już poukładałam, w mózgu przejrzało. Teraz znów by się przydało.
Fajny post!
OdpowiedzUsuńLubie takie zestawienia. A sama się dziwię, że ludzie lubią. A niby za człowieka się uważam... ;-)
Ha, ja też lubię i też zawsze mam wątpliwości. Ale w końcu moje czekanie to nie tylko kosmetyki ;)
UsuńCień wiatru czeka na mojej półce i zebrać się nie mogę, no!
OdpowiedzUsuńKoszulka mnie zaskoczyła a jeszcze bardziej fraza na niej! Chylę czoła, bo ja choć dziecię Świętego Miasta to w zasadzie nigdy tam nie byłam. Nie licząc włóczenia się po Wałach w czasach szczenięcej miłości :D
Porządkowanie jest dobre, nawet bardzo. Zawsze niesie nadzieję na lepsze i smaczniejsze jutro. To uczucie mnie napędza i daje siłę, szczególnie teraz, kiedy wszystko sprawia, że wiszę w próżni... To minie, kiedyś albo przeobrazi się coś innego. Kto wie...
Zaraziłaś mnie płytą Yeasayera, zaskoczyło mnie TO :)
Ściskam :*
Zabierz się Hexx, bo to ładna książka jest, ładnie też przetłumaczona. Język jest taki soczysty.
UsuńPielgrzymka w sumie wyszła przypadkiem, ale była ciekawym doświadczeniem, takim trochę sprawdzianem, a ja takie sprawdziany lubię, chociaż ostatnio trochę o tym zapomniałam chyba :/
Ha, widzisz, gdybym teraz zaczęła iść to akurat na marzec bym do Was doszła ;D
Oczywiście, wszystko płynie, i to jest właśnie smutne, a zarazem piękne. Będzie dobrze :*
Ja też lubię porządkować, ale nie zawsze mi to wychodzić - czasami mam za mało zapału i za dużo chęci na wspominki.
I szczerze mówiąc, to teraz Ty mnie zaskoczyłaś. Nie sądziłam, że połkniesz bakcyla!
A połknęłam :) Może na zawsze i nie każdą okazję, lecz warto poznawać nowe!
UsuńCo do Zafona, to miałam okazję zapoznać się z tym Panem od książki "Książę mgły". Spodobało mi się. Na tyle, że kupiłam kilka innych w tym właśnie "Cień wiatru". Na pewno podzielę się swoimi spostrzeżeniami :)))
Będzie dobrze, musi być!
CMOK
Ta muzyka przychodzi do mnie fazami. Słucham intensywnie przez jakiś czas, a potem zapominam, dlaczego słuchałam ;P
UsuńCiekawa jestem, co spostrzeżesz. Cmok, cmok oczywiście :)
Słomczens, jak masz ochotę na piwo, czeskie piwo (i wizytę np. w DM) to wbijaj!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Ja potrzebuję DUŻO piwa, a mówiąc dużo, mam na myśli SERIOUSLY dużo.
OdpowiedzUsuńProblem polega na tym, że na razie jestem przykuta do mojej obrotówki :/
UsuńWypij moje zdrowie ;)
chlup.
UsuńSamemu się nie pije!
UsuńW ogóle, powiem Wam w wielkiej tajemnicy, że dziś w nocy obie mi się śniłście :O Ale Słomka, to chyba nie była Słomka, bo była wredna ;<
Przykro mi, to byłam ja. ;P
UsuńNieee-eee!
UsuńDopierocopokąsał <3
OdpowiedzUsuńZgadnij, co widziałam zamiast okołoskandynawskich wodotrysków.
Hah.
UsuńJeśli widziałaś to, co ja mam teraz na myśli, to śpieszę powiedzieć, że tego w skandynawskich filmach nie brakuje ;)
Widziałam fragment jednego.
UsuńFilmu.
I jak było? :>
UsuńInaczej niż zwykle. Finowie siedzieli w saunie i rozmawiali, rozmawiali i rozmawiali.
UsuńTak bez żadnych rękoczynów?
UsuńNic. Nada. Null.
UsuńCień wiatru wciąż na mnie czeka. Teraz kończę Mistrza i Małgorzatę - powrót po wielu latach :)
OdpowiedzUsuńWiesz, już od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie, żeby do tej książki wrócić. :)
UsuńWarto, oj, warto :)
Usuńtylko czasu brakuje na wszystkie powroty...
Ostatnio mam w sobie paraliżujący lęk: jest tyle rzeczy, które chciałabym zrobić, a tak mało czasu... Paraliżujący, bo potem za nic nie mogę się zabrać.
UsuńAle za Bułhakova to się wezmę. Chyba nawet mam go gdzieś tutaj pod ręką.
Cień wiatru..jedna z najpiękniejszych książek,jakie przeczytałam..dwie kolejne "części" równie głęboko mnie poruszyły,ale to właśnie cień pozostanie ze mną na zawsze.
OdpowiedzUsuńNom. Po prostu zajebista książka;)
Wiedziałam, że znajdę fanki wśród moich Czytelniczek :)
UsuńMam wszystkie pozycje Zafona, bardzo lubię jego książki nawet te wcześniejsze,okrzyknięte mianem literatury młodzieżowej. Gość po prostu umie fajnie pisać:)
UsuńJa na pewno czuję się zachęcona po tej pierwszej książce, żeby jeszcze od niego wrócić :)
UsuńO Jasna... Góra! Słomka, witaj w klubie wędrowiczów sprzed lat :) Może nie aż tylu... ale wieku Ci nie wypomnę.
OdpowiedzUsuńCo do Zafona zaś - uwielbiam. Darzę miłością szczerą i czasem w chwilach najbardziej zajętych. Tylko przez Grę Anioła nie przebrnęłam. Resztę pożarłam jednym kęsem.
Filmem się zachłysnęłam jednym. "Pride and prejudice" i nie muszę dodawać nic więcej. Może tylko rok, że 2005 :)
Ładna była ta wersja "Dumy" (ja na Keirę bardzo lubię patrzeć), ale w ogólnym rozrachunku wolę miniserial z Colinem Firthem w roli Darcy'ego :D
UsuńPiąteczka :)
myślę, że nadrobię, choć przyznam, że nie wyobrażam sobie nikogo innego jak Keiry w roli Lizzy ;)
UsuńCiekawe, skąd to się bierze.
OdpowiedzUsuńwow, ostatnie zdjęcie jest niesamowite!
OdpowiedzUsuńja właśnie jestem w trakcie oglądania jednym okiem niesamowitej filmowej szmiry. J. lubi dziwne filmy :/ właśnie oglądamy Batmana z 1995 i 1997 roku, dla mnie tragedia...
Dzięki, tak, miałam czarne usta, to nie fotoszop!
UsuńŁe, co Ty gadasz, toż to klasyka! :P
A ja "czytam" Cień wiatru od października i nie mogę przebrnąć. Odskakuję od niego w inne powieści i wracam, ale nie mogę, no. Ubolewam, chyba muszę ze wstydem przyznać, że ta książka mnie pokonała.
OdpowiedzUsuńTrudno, nic na siłę przecież. A co Cię odrzuca najbardziej? I w jakie inne powieści odskakujesz?
UsuńNiech mówią co chcą, ja uwielbiam Zafona. Też ryczałam przy "Cieniu Wiatru" i przy "Więźniu Nieba" też.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię skandynawską literaturę, muszę tego kolesia od "Łowców głów" obczaić.
Smutek przebija przez ten post, Słomeczko :(
ja lubię zafonową serię, której drugą częścią jest "Cień wiatru". Z kolei jego powieści typu "Marika" czy "Książę mgły" to nieporozumienie i żałuję, że je przeczytałam...
Usuń"Książę mgły" to była pierwsza pozycja, którą przeczytałam i szalenie mi się podobała.
UsuńNie wiedziałam op istnieniu "Księcia...". Muszę to nadrobić :)
UsuńSkoro macie tak sprzeczne opinie, to teraz muszę tego "Księcia" przeczytać.
UsuńSimply, a "Cień wiatru" nie jest pierwszą częścią? Hmm, chyba że chodzi o chronologię wydarzeń a nie wydania. To może tak. Zresztą nie wiem.
Bumtarabum, no trochę smuteczek. Generalnie jestem w bardzo rozhuśtanym nastroju.
Znam tą huśtawkę nastrojów. Trzymaj się :)
UsuńNie wiem, może lepiej się nie trzymać i spaść w końcu z tej huśtawki ;)
UsuńNa początek proponuję nie straszyć ludzi zaproszeniami i linkami. To bardzo zniechęca.
OdpowiedzUsuńzaskoczyła mnie tak samo jak innych ta koszulka:) kiedyś też na jakiejś pielgrzymce pieszej byłam, ale krótszej, zabawna sprawa!
OdpowiedzUsuńlubię czytać te Twoje czekam i pachnę:) a gdzie Ty się zamierzasz teraz wyprowadzać?
komentować filmów i książek nie lubię/nie umiem, oglądam czasami nawet takie szmiry dla odmóżdżenia ....
ostatnie zdjęcie boskie;)
:)
UsuńMnie najbardziej zaskoczyło, że tyle czasu minęło...
Spokojnie, daleko nie ucieknę. Nadal będę się podpinać pod zamówienia z ZSK ;) Ale jeszcze trochę do wyprowadzki.
Dziękuję!
całe szczęście, że kolejna gdzieś daleko nie ucieka:p
Usuń